Rozpoczne od przeprosin... Wybaczcie za tak długą przerwe! Niestety kompter mi sie zepsuł i nowy bede miala dopiero w wakacje :((( Teraz pisze na kompie mojej siostry, a niej nie działa połowa klawiszy na klawiaturze... Musiałabym pisac na klawiaturze ekranowej, a to męka... Wiec przerwa sie przedłuży... Przepraszam za to bardzo :(
Ale jesli czytacie mjeg bloga nie zniechecajcie sie i nie opuszczajcie mnie! Gdy tylko bede miala okazje postaram sie cos wrzucic ze starych opowiadan, ktore pisalam wczesniej.
A jak dostane kompa, to zaczne pisac porzadnie, regularnie i jak najlepiej!
Jeszcze raz przepraszam ze zostawilam was bez slowa...
Haru, dziekuje za komentarz. Na pewno wpadne:)
A teraz naprawde stare i niedokonczone opowiadanie, bohaterowie i pomysl moi wlasni.
Temat zapodala mi koleżanka, po nocach strasząc zagladą... i tak powstalo to cos ponizej.
Jak mozecie to napiszcie co o tym sadzicie. Jesli wam sie spodoba, to dokoncze ;)
*
Nibiru
Gdy
twój świat zostaje zniszczony, ginie również twoja dusza.
Nieważne
czy chodzi o zniszczenie planety, czy tylko twoich marzeń.....
Czujesz
powoli nadchodzącą śmierć, nadchodzącą po ciebie.
Jeśli
nie znajdziesz czegoś, co pozwoli ci sie uczepić... umrzesz.
2015
rok, 2 lata po katastrofie wywołanej przez planetę Nibiru.
Przeżyło
jedynie 7% populacji ludzkiej.
Jednakże
większość jednostek, które przetrwały,
już
nie jest taka sama jak kiedyś.....
13 sierpnia. Dawne tereny Pragi w
Czechach.
Kot szczeknął głośno,
patrząc na gruzy obrośnięte bluszczem. Satoshi czujnie uniósł
głowę. W takich miejscach bywały niebezpieczne zwierzęta,
rośliny, ludzie, albo co gorsza ludzie którzy nie pozostali ludźmi.
Kot podszedł do gruzów. Obwąchał je i prychnął głośno. Pacnął
je łapą. Spośród kamieni wyskoczyła mysz wielkości piłki od
koszykówki. Rzuciła się na chłopaka. Satoshi odskoczył.
Obok niego przemknęło
wielkie, granatowe cielsko. Kot rzucił się na olbrzymiego gryzonia.
Błyskawicznie zatopił kły w karku myszy. Agonia zwierzęcia trwała
krótko. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło: koty łowią
myszy.
Chłopak przyjrzał się
myszy uważnie. Nie wyglądała na trującą. Zamiast futerka miała
zielone łuski. Satoshi rozpromienił się. To te żółte były
trujące. Wziął trupka, zawinął w reklamówkę i schował do
plecaka. Spojrzał na kota. Mył się spokojnie. Satoshi wyciągnął
koce i zaczął rozpalać ognisko. Miejsce było już bezpieczne. Po
chwili ognisko płonęło, a chłopak i kot siedzieli koło niego.
-Dobrze ci poszło,
wiesz?- powiedział Satoshi, głaszcząc kota - Będziemy mieć
kolację.- Kot zaczął mruczeć.
-Właściwie powinienem
cię jakoś nazwać..... Bo wiesz, żyjemy razem już dwa lata. -
Kot miauknął cicho.
Satoshi popatrzył na niego. Pamiętał jak go znalazł. Przerażone,
głodne, dziecko pośród trupów i ruin dawnego życia znalazło
równie przerażonego kociaka, o pięknej błekitnej sierści.
Zamiast go zabić, przygarnął go. Razem wyrastali, uczyli się jak
przeżyć w skąpanym w ogniu i krwi, świecie. Kot rósł szybko i
nieprzerwanie. Wkrótce był już wielkości Satoshiego, który
pomimo mijających lat niewiele się zmienił. Wciąż był szczupłym
chłopcem, o drobnym ciele i nieco dziewczęcej urodzie. Kot przestał
rosnąć kiedy miał półtora roku. Stał się potężnym
drapieżnikiem o granatowym futrze i wielkości dorosłego
meżczyzny. Miał prawie normalną kocią budowę, jedynie był
większy, smuklejszy i miał ogon, który był trzy razy dłuższy od
ciała.
Chłopak zamyślił się,
wciąż głaszcząc kota.
-Wiesz co? Nazwę cię
Kanashimi.- Kot rozmruczał się jeszcze głośniej - Imie pasuje. W
końcu jedyne co nam zostało to właśnie to. Smutek.- Satoshi
uśmiechnął się ponuro.- Smutek i Popiół. Dobrana z nas para.-
Nagle coś sobie przypomniał - Hej, dziś są moje urodziny! Kończę
16 lat! Zrobimy sobie ucztę?-
Kot zaczął warczeć.
Satori zdezorientowany podniósł głowę.
-Co, nie podoba ci się???
Kot syknął głośno.
Chłopak zrozumiał. Ktoś lub coś się zbliżało. Spiął się.
W mroku poza ogniskiem,
zamajaczyła ludzka postać. Satoshi spiął się jeszcze bardziej i
wyciągnął nóż. Ci ludzko-podobni byli najgorsi.
-Rzuć to.- rozległo się
z mroku.
-Hę? Jesteś
człowiekiem?-
-A jak myślisz?-
-Nie wiem... mówiące
rośliny też się zdarzają...-
-Nie jestem rośliną,
ani zwierzęciem i cię nie skrzywdzę. Mogę podejść?-
Satoshi spojrzał na
kota. Zwierzę położyło się spokojnie, wciąż patrząc w
ciemność, ale nie warczało. Satoshi podjął decyzje. Dawno z
nikim nie rozmawiał. Rozluźnił się.
-Chyba tak...-
Postać nie czekała aż
chłopak powie coś więcej. Szybko wkroczyła w światło. Szybko,
za szybko na człowieka. Satoshi znów się spiął, ale Kanashimi
nie wyglądał na zaniepokojonego.
Mężczyzna miał
długie, czarne włosy, spięte w ciągnący się aż do kostek, u
nóg, warkocz. W bladej, wąskiej twarzy o wystających kościach
policzkowych, zgrabnym nosie, regularnych brwiach, i średnich
ustach, lśniły lekko zmrużone oczy w niesamowitym czerwonym
kolorze. Był zgrabnie zbudowany. W sylwetce wyraźnie zaznaczały
się ramiona oraz biodra.
Podszedł do ogniska i
usiadł po drugiej stronie, wpatrując się w Satoshi'ego. Miał
dziwny, jakby głodny wyraz twarzy. Satoshi poczuł niepokój.
-Mówiłeś, że nie
zrobisz mi krzywdy.- przypomniał mu Satoshi.
-Mówiłem.- przyznał
mężczyzna. - I nie zrobię. Jak ci na imię?- dodał po chwili.
Nawet jak mu powiem, to
nic się nie stanie. Imiona już nie mają znaczenia pomyślał
chłopak.
-Satoshi.- powiedział -
A tobie?-
-Jestem... Nibiru -
odpowiedział
Satoshi popatrzył na
niego uważniej. Kim on jest? Używa nazwy planety zniszczenia, jako
swojego imienia?
Mężczyzna uśmiechnął
się lekko do własnych myśli. Czerwone oczy lśniły w mroku.
Dziwna mina znikła. Wyglądał normalnie. Prawie. Wyglądałby,
gdyby nie te oczy i włosy.
Nibiru wciąż wpatrywał
się w chłopaka. Satoshi poczuł dreszcze przebiegające mu po
plecach. Otrząsnął się. Mężczyzna mrugnął. Wyglądał jakby
podobała mu się reakcja chłopaka. Pochylił się trochę w jego
stronę. Przechylił głowę.
-Yhm.... Chcesz kawałek?
Wprawdzie to mysz, ale ja nie mam nic innego... a myszy są dobre.-
powiedział Satoshi, aby przerwać ciszę. -Ja całej nie zjem, a
Kanashimi nie lubi pieczonego mięsa.-
-A mogę ciebie?-
- ! - Satoshi zerwał się
przerażony. W jego dłoni znów zalśnił nóż.
- Żartowałem.-
powiedział Nibiru łapiąc go za rękę.
Kot warknął przeciągle.
Satoshi wielkimi oczami wpatrywał się w mężczyznę. Doskonale
wiedział o co Kanashimi'emu chodzi. Gdy zerwał się z miejsca,
Nibiru znajdował się po drugiej stronie ogniska. Normalny człowiek
W ŻADEN SPOSÓB nie zdążyłby wstać, obejść ognisko i złapać
go. Nawet na przeskoczenie ogniska było za mało czasu. Satoshi
wyrwał dłoń.
-Mówiłem przecież, że
ci nic nie zrobię.- powiedział wyraźnie urażony Nibiru.
Satoshi patrzył na niego
podejrzliwie.
-To był taki sobie
żarcik- Nibiru uśmiechnął się kpiąco - I proszę, nabrałeś
się.-
-....................-
Satoshi milczał wymownie.
I zapadła taka
niezręczna cisza.....
-Chyba ty.- mruknął
Satoshi w końcu. - To chcesz ten kawałek, czy nie????-
-Czemu nie? Jak dajesz to
chce.....-
Satoshi nie wiedząc, co
na coś takiego odpowiedzieć, po prostu wręczył mu połowę myszy.
Już miał zacząć jeść, gdy zauważył jak je Nibiru.
Mężczyzna odrywał od
kości potężne kawały mięsa. Przy każdym kęsie widać było
jego zęby. Zęby a właściwie kły. Ostre kły, nie mające w sobie
nic ludzkiego. Satoshi zamarł.
-K...Kim .... Czym ty
jesteś?- Wyrwało mu się.
-Przecież ci mówiłem.
Jestem Nibiru.- Uśmiechnął się dziwnie. Przez ten uśmiech, jego
twarz znów wyglądała na wygłodniałą.
-Co przez to rozumiesz?-
zapytał Satoshi -Jesteś planetą?-
-Już nie. Teraz jestem
człowiekiem. -
-Jak to?-
-Byłem sam, rozumiesz?
Dlatego tu przyszedłem. - Nibiru wbił głodne spojrzenie w usta
Satoshi'ego. Chłopakowi zrobiło się bardzo nieswojo.
-O co chodzi? - zapytał.
-Nic. Jesteś śliczny.-
Satoshiego z lekka
przytkało.
Spodziewał się
wszystkiego. Że on wstanie i rzuci się na niego. Że zje jego i
jego kota. Że zmieni się w gigantyczną rosiczkę. Ale tego się
nie spodziewał.
-Że co.....? - wyjąkał.
-Jesteś śliczny -
powtórzył Nibiru.
-Że jak....?-
-Normalnie. Tak słodko.-
-Że ja......?-
-Tak ty. Jesteś śliczny.
I słodki.
Satoshi wpatrywał się w
niego, ze zdumieniem zastygłym na twarzy. Nibiru usiadł obok niego.
Dopiero wtedy Satoshi się ocknął. Odsunął się gwałtownie.
-Ech..... A teraz się
mnie boisz.... - westchnął sobie Nibiru.
Wstał i rozejrzał
się. Popatrzył na Satoshi'ego. Jego oczy zabłysły czerwienią.
-No to ja sobie idę. Na
razie- ruszył w objęcia mroku. Po chwili znikł.
-Do następnego
spotkanie- usłyszał jeszcze Satoshi.
***