piątek, 15 marca 2013

Nibiru

Witajcie ponownie^^
Rozpoczne od przeprosin... Wybaczcie za tak długą przerwe! Niestety kompter mi sie zepsuł i nowy bede miala dopiero w wakacje :((( Teraz pisze na kompie mojej siostry, a  niej nie działa połowa klawiszy na klawiaturze... Musiałabym pisac na klawiaturze ekranowej, a to męka... Wiec przerwa sie przedłuży... Przepraszam za to bardzo :(
 Ale jesli czytacie mjeg bloga nie zniechecajcie sie i nie opuszczajcie mnie! Gdy tylko bede miala okazje postaram sie cos wrzucic ze starych opowiadan, ktore pisalam wczesniej.
 A jak dostane kompa, to zaczne pisac porzadnie, regularnie i jak najlepiej!
Jeszcze raz przepraszam ze zostawilam was bez slowa...

Haru, dziekuje za komentarz. Na pewno wpadne:)

A teraz naprawde stare i niedokonczone opowiadanie, bohaterowie i pomysl moi wlasni.
Temat zapodala mi koleżanka, po nocach strasząc zagladą...  i tak powstalo to cos ponizej.
Jak mozecie to napiszcie co o tym sadzicie. Jesli wam sie spodoba, to dokoncze ;)


*

Nibiru





Gdy twój świat zostaje zniszczony, ginie również twoja dusza.
Nieważne czy chodzi o zniszczenie planety, czy tylko twoich marzeń.....
Czujesz powoli nadchodzącą śmierć, nadchodzącą po ciebie.
Jeśli nie znajdziesz czegoś, co pozwoli ci sie uczepić... umrzesz.

2015 rok, 2 lata po katastrofie wywołanej przez planetę Nibiru.
Przeżyło jedynie 7% populacji ludzkiej.
Jednakże większość jednostek, które przetrwały,
już nie jest taka sama jak kiedyś.....

13 sierpnia. Dawne tereny Pragi w Czechach.

Kot szczeknął głośno, patrząc na gruzy obrośnięte bluszczem. Satoshi czujnie uniósł głowę. W takich miejscach bywały niebezpieczne zwierzęta, rośliny, ludzie, albo co gorsza ludzie którzy nie pozostali ludźmi. Kot podszedł do gruzów. Obwąchał je i prychnął głośno. Pacnął je łapą. Spośród kamieni wyskoczyła mysz wielkości piłki od koszykówki. Rzuciła się na chłopaka. Satoshi odskoczył.
Obok niego przemknęło wielkie, granatowe cielsko. Kot rzucił się na olbrzymiego gryzonia. Błyskawicznie zatopił kły w karku myszy. Agonia zwierzęcia trwała krótko. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło: koty łowią myszy.
Chłopak przyjrzał się myszy uważnie. Nie wyglądała na trującą. Zamiast futerka miała zielone łuski. Satoshi rozpromienił się. To te żółte były trujące. Wziął trupka, zawinął w reklamówkę i schował do plecaka. Spojrzał na kota. Mył się spokojnie. Satoshi wyciągnął koce i zaczął rozpalać ognisko. Miejsce było już bezpieczne. Po chwili ognisko płonęło, a chłopak i kot siedzieli koło niego.
-Dobrze ci poszło, wiesz?- powiedział Satoshi, głaszcząc kota - Będziemy mieć kolację.- Kot zaczął mruczeć.
-Właściwie powinienem cię jakoś nazwać..... Bo wiesz, żyjemy razem już dwa lata. -
Kot miauknął cicho. Satoshi popatrzył na niego. Pamiętał jak go znalazł. Przerażone, głodne, dziecko pośród trupów i ruin dawnego życia znalazło równie przerażonego kociaka, o pięknej błekitnej sierści. Zamiast go zabić, przygarnął go. Razem wyrastali, uczyli się jak przeżyć w skąpanym w ogniu i krwi, świecie. Kot rósł szybko i nieprzerwanie. Wkrótce był już wielkości Satoshiego, który pomimo mijających lat niewiele się zmienił. Wciąż był szczupłym chłopcem, o drobnym ciele i nieco dziewczęcej urodzie. Kot przestał rosnąć kiedy miał półtora roku. Stał się potężnym drapieżnikiem o granatowym futrze i wielkości dorosłego meżczyzny. Miał prawie normalną kocią budowę, jedynie był większy, smuklejszy i miał ogon, który był trzy razy dłuższy od ciała.
Chłopak zamyślił się, wciąż głaszcząc kota.
-Wiesz co? Nazwę cię Kanashimi.- Kot rozmruczał się jeszcze głośniej - Imie pasuje. W końcu jedyne co nam zostało to właśnie to. Smutek.- Satoshi uśmiechnął się ponuro.- Smutek i Popiół. Dobrana z nas para.- Nagle coś sobie przypomniał - Hej, dziś są moje urodziny! Kończę 16 lat! Zrobimy sobie ucztę?-
Kot zaczął warczeć. Satori zdezorientowany podniósł głowę.
-Co, nie podoba ci się???
Kot syknął głośno. Chłopak zrozumiał. Ktoś lub coś się zbliżało. Spiął się.
W mroku poza ogniskiem, zamajaczyła ludzka postać. Satoshi spiął się jeszcze bardziej i wyciągnął nóż. Ci ludzko-podobni byli najgorsi.
-Rzuć to.- rozległo się z mroku.
-Hę? Jesteś człowiekiem?-
-A jak myślisz?-
-Nie wiem... mówiące rośliny też się zdarzają...-
-Nie jestem rośliną, ani zwierzęciem i cię nie skrzywdzę. Mogę podejść?-
Satoshi spojrzał na kota. Zwierzę położyło się spokojnie, wciąż patrząc w ciemność, ale nie warczało. Satoshi podjął decyzje. Dawno z nikim nie rozmawiał. Rozluźnił się.
-Chyba tak...-
Postać nie czekała aż chłopak powie coś więcej. Szybko wkroczyła w światło. Szybko, za szybko na człowieka. Satoshi znów się spiął, ale Kanashimi nie wyglądał na zaniepokojonego.
Mężczyzna miał długie, czarne włosy, spięte w ciągnący się aż do kostek, u nóg, warkocz. W bladej, wąskiej twarzy o wystających kościach policzkowych, zgrabnym nosie, regularnych brwiach, i średnich ustach, lśniły lekko zmrużone oczy w niesamowitym czerwonym kolorze. Był zgrabnie zbudowany. W sylwetce wyraźnie zaznaczały się ramiona oraz biodra.
Podszedł do ogniska i usiadł po drugiej stronie, wpatrując się w Satoshi'ego. Miał dziwny, jakby głodny wyraz twarzy. Satoshi poczuł niepokój.
-Mówiłeś, że nie zrobisz mi krzywdy.- przypomniał mu Satoshi.
-Mówiłem.- przyznał mężczyzna. - I nie zrobię. Jak ci na imię?- dodał po chwili.
Nawet jak mu powiem, to nic się nie stanie. Imiona już nie mają znaczenia pomyślał chłopak.
-Satoshi.- powiedział - A tobie?-
-Jestem... Nibiru - odpowiedział
Satoshi popatrzył na niego uważniej. Kim on jest? Używa nazwy planety zniszczenia, jako swojego imienia?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko do własnych myśli. Czerwone oczy lśniły w mroku. Dziwna mina znikła. Wyglądał normalnie. Prawie. Wyglądałby, gdyby nie te oczy i włosy.
Nibiru wciąż wpatrywał się w chłopaka. Satoshi poczuł dreszcze przebiegające mu po plecach. Otrząsnął się. Mężczyzna mrugnął. Wyglądał jakby podobała mu się reakcja chłopaka. Pochylił się trochę w jego stronę. Przechylił głowę.
-Yhm.... Chcesz kawałek? Wprawdzie to mysz, ale ja nie mam nic innego... a myszy są dobre.- powiedział Satoshi, aby przerwać ciszę. -Ja całej nie zjem, a Kanashimi nie lubi pieczonego mięsa.-
-A mogę ciebie?-
- ! - Satoshi zerwał się przerażony. W jego dłoni znów zalśnił nóż.
- Żartowałem.- powiedział Nibiru łapiąc go za rękę.
Kot warknął przeciągle. Satoshi wielkimi oczami wpatrywał się w mężczyznę. Doskonale wiedział o co Kanashimi'emu chodzi. Gdy zerwał się z miejsca, Nibiru znajdował się po drugiej stronie ogniska. Normalny człowiek W ŻADEN SPOSÓB nie zdążyłby wstać, obejść ognisko i złapać go. Nawet na przeskoczenie ogniska było za mało czasu. Satoshi wyrwał dłoń.
-Mówiłem przecież, że ci nic nie zrobię.- powiedział wyraźnie urażony Nibiru.
Satoshi patrzył na niego podejrzliwie.
-To był taki sobie żarcik- Nibiru uśmiechnął się kpiąco - I proszę, nabrałeś się.-
-....................- Satoshi milczał wymownie.
I zapadła taka niezręczna cisza.....
-Chyba ty.- mruknął Satoshi w końcu. - To chcesz ten kawałek, czy nie????-
-Czemu nie? Jak dajesz to chce.....-
Satoshi nie wiedząc, co na coś takiego odpowiedzieć, po prostu wręczył mu połowę myszy. Już miał zacząć jeść, gdy zauważył jak je Nibiru.
Mężczyzna odrywał od kości potężne kawały mięsa. Przy każdym kęsie widać było jego zęby. Zęby a właściwie kły. Ostre kły, nie mające w sobie nic ludzkiego. Satoshi zamarł.
-K...Kim .... Czym ty jesteś?- Wyrwało mu się.
-Przecież ci mówiłem. Jestem Nibiru.- Uśmiechnął się dziwnie. Przez ten uśmiech, jego twarz znów wyglądała na wygłodniałą.
-Co przez to rozumiesz?- zapytał Satoshi -Jesteś planetą?-
-Już nie. Teraz jestem człowiekiem. -
-Jak to?-
-Byłem sam, rozumiesz? Dlatego tu przyszedłem. - Nibiru wbił głodne spojrzenie w usta Satoshi'ego. Chłopakowi zrobiło się bardzo nieswojo.
-O co chodzi? - zapytał.
-Nic. Jesteś śliczny.-
Satoshiego z lekka przytkało.
Spodziewał się wszystkiego. Że on wstanie i rzuci się na niego. Że zje jego i jego kota. Że zmieni się w gigantyczną rosiczkę. Ale tego się nie spodziewał.
-Że co.....? - wyjąkał.
-Jesteś śliczny - powtórzył Nibiru.
-Że jak....?-
-Normalnie. Tak słodko.-
-Że ja......?-
-Tak ty. Jesteś śliczny. I słodki.
Satoshi wpatrywał się w niego, ze zdumieniem zastygłym na twarzy. Nibiru usiadł obok niego. Dopiero wtedy Satoshi się ocknął. Odsunął się gwałtownie.
-Ech..... A teraz się mnie boisz.... - westchnął sobie Nibiru.
Wstał i rozejrzał się. Popatrzył na Satoshi'ego. Jego oczy zabłysły czerwienią.
-No to ja sobie idę. Na razie- ruszył w objęcia mroku. Po chwili znikł.
-Do następnego spotkanie- usłyszał jeszcze Satoshi.
***