czwartek, 13 lutego 2014

Sen o lataniu by Law-chan.

Hej :)

Bardzo dziękuję za miłe komentarze :3

Chciałabym poinformować, że następna część Nibiru się tworzy, powoli ale jednak. Cieszę się, że znalazły się osoby, które uznały Nibiru za swoje ulubione, niesamowicie mnie to zmotywowało. Dziękuję więc Zuzi i Sakurze ^^
Również chciałabym podziękować fanom Shizayi czyli Kitty Kou, leech i osobie która się nie przedstawiła XD Shizaya będzie kontynuowana XD jak tylko będę miała czas. (choć już dawno po Wigilii xD)
Co do poprzedniej... 
Mam już część ale utknęłam ;.; 

Polecam bloga: fantasystoriesyaoi.blogspot.com ;3

A teraz czas na opowiadanie Law-chan, Życzymy miłego czytania i prosimy o komentarze, bo jak wiadomo dokarmiają wenę. 

Sen o lataniu.


Otwieram powoli oczy. Leżę płasko na chłodnej podłodze pokoju,. którego wszystkie ściany są białe. Jest całkiem pusty, tylko lampy na suficie świecą jaskrawym światłem, ale nie oślepiają mnie.
Czuję się taki lekki…
Jakbym się unosił w powietrzu…
Ale moje ręce są okaleczone. Dłonie, nadgarstki, przedramiona pokrywają się bliznami i ranami wąskimi, jakby pozostawiła je żyletka.
Czuję się lekki, ale jednocześnie nie mogę wstać. I nagle słyszę czyjeś kroki. Bardzo ciche, bardzo ostrożne, które zbliżają się do mnie powoli. Kiedy w końcu widzę nad sobą Lawrence’a, mam wielką ochotę krzyknąć, aby mi pomógł, ale nie mogę wydobyć z siebie głosu.
- Spokojnie, wiem, że boli – szepcze, patrząc na mnie czule i kuca tuż obok, uśmiechając się kojąco. Bierze mnie w ramiona, po czum układa sobie na udach, ujmując moje zakrwawione ręce. Patrzę jak powoli, dokładnie masuje moje dłonie, później przesuwa palcami po nadgarstkach, przez ramiona, aż do łokci, a wszystkie rany goją się w mgnieniu oka. Gdy siadam mu na kolanach, zauważam, że wokół rozsypane są chaotycznie odłamki szkła, które odbijają moje oczu, moje usta, moją skórę…
- Teraz nie zrobią ci już nic złego, jestem przy tobie – uśmiech się Lawrence, głaskając mnie po policzku. – Chodź ze mną, coś ci pokażę.
Zdolność ruchu i mowy cudownie wraca, więc chwytam mocno jego dłoń, która jest tak przyjemnie ciepła, i idę w krok za nim. Ma na sobie luźnie, białe spodnie, których nogawki przy każdym ruchu opływają jego smukłe uda i łydki jak jedwab.
- Stój tutaj i nie ruszaj się – mówi cicho, zostawiając mnie dokładnie na środku pokoju, a potem podchodzi do jednego z czterech kątów. Kiedy dotyka gładkiej powierzchni opuszkami palców i ciągnie nimi po całej długości, idąc wzdłuż ściany, niemal bolesna biel zmienia się w lustro. Gdy patrzę na dłoń Lawrence’a, mam wrażenie, jakby ulatywały spod niej masy kolorowych, delikatnych motyli.
Lawrence przechodzi wzdłuż następnej ściany i następnej, a kiedy dociera o końca ostatniej, zgina się gwałtownie, zaciskając palce, jakby szarpnięciem pozbywał się ciężkiej, białej kurtyny. Później odwraca się do mnie i uśmiecha łagodnie. Jest urzekający…
W każdej z czterech ścian widzę swoje odbicie, swoją chudą twarz i swobodnie rozrzucone blond włosy.
- Chodź do mnie…
Gdy podchodzę do niego, delikatnie kładzie dłonie na moich nagich ramionach i przytulając mnie plecami do zimnego lustra, zaczyna mnie całować. Ujmuje mnie pod brodę, zamykając oczy, więc ja też zamykam, opierając dłonie na jego brzuchu. Pocałunki wcale nie są łapczywe i chaotyczne, robimy to powoli, bez pośpiechu pieszcząc się nawzajem. Gdy Lawrence przesuwa dłonią po moim torsie, a później brzuchu, wciągam go, a Law wolno wsuwa rękę pod miękki, niemal pieszczący skórę materiał.
Przestaję go całować, chociaż nadal stykamy się wargami, tak intymnie. Nie otwieram oczu, nie odsuwam się, jedynie pozwalam, żeby Lawrence mnie dotykał. Oddycham szybko, rozchylając usta.
- Chodź…
Przestaje mnie dotykać, zostawiając jednak podniecenie, pulsujące delikatną falą w całym moim ciele.
Kiedy stajemy na środku pokoju, Law puszcza moją dłoń i po szybkim, ale czułym całusie, osuwa się przede mną na kolana, a ja patrzę szybko w lewo, prawo i na wprost. We wszystkich lustrach widzę to samo: klęczącego Law’a, który zsuwa ze mnie spodnie.
- Law, wstań… - szepczę, płonąc rumieńcem, bo to wszystko wydaje mi się zbyt erotyczne, zbyt oszałamiające, ale on klęczy ale on klęczy nadal, jedynie uśmiecha się, a moje spodnie luźno opadają u moich stóp. Law zabiera je, odrzucając gdzieś w bok.
- Nie zamykaj oczu, dopóki tu klęczę.
Prawie zachłystuję się powietrzem, kiedy czuję jak jego usta zamykają się na moim członku. Nie mogę znieść tego widoku, jestem na to zbyt zawstydzony, więc unoszę głowę, ale na wprost jest dokładnie ten sam widok. I po lewej… I po prawej… Różni je tylko perspektywa.
Z każdej strony mogę zobaczyć swoje chude ciało oraz Law’a na kolanach, który rytmicznie porusza głową, jedną dłoń opierając na moim udzie, drugą trzymając moją męskość. Kiedy widzę ten potrójny widok, trzy razy również wzmaga się moja przyjemność. W końcu z jękiem odrzucam głowę. Na suficie też jest lustro, chociaż Law go nie dotykał.
To niesamowite…
Przyciskam do siebie Law’a z całych sił, eksplodując w jego ustach. Widzę to, choć głowę mam zadartą. Widzę w lustrze…
Drżę na całym ciele, jakbym stał na mrozie, mimo że tak mi gorąco.
Law wstaje i bez słowa prowadzi mnie do jednego z luster. Gdy przystajemy, Law zsuwa z bioder te luźnie, opływające jego nogi spodnie. Nie jestem w stanie oderwać od niego wzroku. Jego męskość stoi dumnie i pulsuje wraz z przepływającą krwią.
- Stoi – szepczę głupio i czerwienieję.
- To raczej dobrze – śmieje się zabawnie Law, po czym odwraca mnie przodem do lustra, a gdy opieram się o nie mocno obiema rękami, szepcze uspokajająco: - Nie będzie bolało.
Patrzę w lustro, w którym widać jak łapie mnie za biodra, a potem wchodzi bez najmniejszego przygotowania. Wpycha go głęboko, coraz głębiej, kawałek po kawałku i jest to niesamowicie podniecające, gdy się na to patrzy, a bólu nie ma, chociaż jestem tak samo ciasny jak zwykle.
Kiedy Law zaczyna się poruszać, od razu jęczę i gdybym mógł, wbiłbym palce w lustro, w którym widać każdy nasz ruch, jak się pieprzymy i jak każdy z nas jest coraz bardziej pochłonięty sobą i swoją rozkoszą, chociaż przeżywamy ją razem. Przez chwilę pozwala mi patrzeć na moją rozanieloną twarz, na moje ciało, które drży i wygina się przy każdym jego pchnięciu, jak wciągam brzuch, a potem otwieram usta do jęku. Widzę też jego zaczerwienione policzki i zmarszczone w skupieniu brwi, zauważam, że za każdym razem, gdy wbija się we mnie, staje na palcach, zaciskając palce na moich biodrach.
Później przyciska mnie całym sobą do szkła, a ja czuję, jak każdy jego mięsień drży rozkosznie i jego gorący oddech na karku. Mój własny tworzy mgiełkę na lustrze.
- Oprzyj się na mnie – szepcze, a ja posłusznie odpycham się rękami i opadam na niego, gdy unosi wysoko moją lewą nogę, trzymając mocno za udo, po czym wchodzi jeszcze głębiej niż dotąd. Z gardła wyrywa mi się donośny okrzyk i mrużę oczy, z trudem obejmując go za szyję, a on wchodzi znowu, całując mnie mocno.
Kiedy uginają się pode mną nogi, obaj opadamy, zdyszani, na kolana. Nie mogę przestać jęczeć, a szkło pokryło się mgłą mojego chrapliwego oddechu. Jest tak gorąco…
Law siada na piętach, a ja opierając się na kolanach, zaczynam się poruszać. O nie, Law nie daje mi władzy na zbyt długo. Już po chwili otacza ramionami moje biodra i pcha, tym samym sprawiając, że krzyczę, wyginając się konwulsyjnie. Spod przymrużonych powiek widzę swoje odbicie za mgłą. Mam czerwone policzki, a z kącików ust spływają cieniutkie strużki śliny.
W końcu dochodzę, kładąc dłoń na swoim kroczu i pochylam się do przodu, opierając drugą ręką o zimne szkło. Dyszę, ale mimo to nie mogę złapać oddechu, tylko czuję, jak nasienie spływa mi po udach i przecieka między palcami. Kapie na posadzkę. Po twarzy spływa mi pot, a włosy przyklejają się do skóry.
O Boże…
Jest tak cudownie…
Kiedy Law także dochodzi, widzę, jak wygina się niemal nienaturalnie, wydając z siebie syk rozkoszy, który zmienia się w przeciągły jęk, przyprawiający mnie o dreszcze. Jest taki zmysłowy…
Lawrence nagle wychodzi i puszcza mnie, chociaż mam ochotę trwać z nim tak wiecznie, a potem wszystko znika.

***

Mamy nadzieję, że się podobało :D