czwartek, 13 października 2016

Życzenia 4

Tududu, hej, jestem.

I oto kolejny rozdział życzeń. Miał być duuużo dłuższy, ale nie chcę już kazać nikomu dalej czekać. Następnego rozdziału już trochę mam, ale tworzy się dość powoli i nie wiem, kiedy będę w stanie go dodać. Co do Nibiru to się mocno zacięłam i nie wiem kiedy uda mi się coś napisać.
Tak czy siak.
Przepraszam bardzo za długą nieobecność, mam nadzieję, że się spodoba i baaardzo serdecznie pozdrawiam.


Życzenia cz. 4 


Potem wszystko było jak zły sen. Zostałem wrzucony do najgłębszej celi w lochach, gdzie najprzyjemniejszym towarzystwem były szczury. Zakomunikowano mi, że moja egzekucja odbędzie się w południe za dwa dni. A potem zostawiono mnie samego.
No może nie do końca, słyszałem jęki i obłąkańcze mamrotanie kogoś, z celi której nie mogłem dostrzec i jakieś krzyki z zaskakującą regularnością rozlegające się gdzieś w oddali. Opadłem na wilgotną derkę leżącą na podłodze, najwyraźniej służącą za posłanie. Z dziury w podłodze znajdującej się w rogu niewielkiego pomieszczenia dobywały się wielce nieprzyjemne zapachy. Domyślałem się, że to był wychodek i aż drżałem na myśl, że prawdopodobnie będę musiał z niego kiedyś skorzystać.
Starając się nie dotknąć derki zbyt dużą powierzchnią ciała, skuliłem się i ukryłem twarz w dłoniach. Wolałem nie siadać na ziemi - była podejrzanie mokra.
Po jakimś czasie - raczej dłuższym i krótszym - i jęczący, i krzyczący osobnik zamilkli, może zmęczeni, a może już martwi.

Obudził mnie łoskot miski uderzającej o podłogę.
- Śniadanie. - warknął strażnik i splunął, odchodząc. Odwróciłem się na drugi bok, nie wykazując zainteresowania naczyniem, a tym bardziej jego zawartością. Zresztą smród przenikający ciasną celę skutecznie zniechęcał do jedzenia, więc nie jadłem nic, od momentu kiedy mnie tu wtrącono. Był to już mój ostani dzień tutaj, ale wcale się nie cieszyłem. Za kilka godzin miałem egzekucję.
Miałem już za sobą kilka przesłuchań. Podczas nich zasmakowałem kąpieli w beczce zimnej wody. Głową do dołu. Pytali, gdzie jest prawdziwa księżniczka, a gdy wydusiłem z siebie, że nie żyje, zakomunikowano mi, że egzekucja się odbędzie, jak tylko przybędzie świadek z Gildii. Nie zaskoczyło mnie to, doskonale wiedziałem, o prawie, które mówi, że przy straceniu maga musi uczestniczyć inny czarodziej. Na wszelki wypadek, gdyby skazany coś knuł, lub po jego śmierci jakieś zaklęcia wyrwały się spod kontroli.
Oczywiście, przy mojej egzekucji nie było takiej potrzeby. Byłem zbyt beznadziejny, żeby móc się uratować za pomocą magii, a jedyne co mogło wyrwać się spod kontroli to demon, ale po mojej śmierci i tak by musiał wracać do piekieł. Jedyne co go trzymało na tym świecie, to moje niewypowiedziane ostatnie życzenie.
A nawet ono nie mogło mnie uratować.
Jak tylko je wypowiem, Irra mnie zabije. Nie ma sensu oczekiwać łaski od demona. Zwłaszcza takiego demona.
Nie widząc wyjścia z mojej sytuacji, pogrążyłem się w apatii.

Ocknąłem się słysząc hałas otwieranych krat i ciężkie kroki strażników. Gdy wyciągano mnie z celi nie stawiałem oporu, byłem zupełnie zrezygnowany. Wszystko zlało się w jedną plamę. Ściany lochów, zgrzyt otwieranej bramy, słońce boleśnie uderzające w przyzwyczajone do mroku oczy. Piasek pod bosymi stopami, potem deski podwyższenia. Wionące niechęcią twarze ludzi i ich pełne nienawiści okrzyki.
- Morderca! -
- Zboczeniec! -
- Obyś w mękach skonał! -
Przeczytano mi oskarżenia, które właściwie do mnie nie dotarły. Rozkoszowałem się ostatnim odczuciami, przed pustką jaka mnie czekała. Czemu nigdy nie zauważyłem jak ciepłe i przyjemne są promienie słońca na twarzy? Czemu nie zwróciłem uwagi na to jak niesamowite jest życie? Teraz miałem to wszystko utracić.

Założono mi stryczek na szyję.

Popatrzyłem po ludziach zgromadzonych na placu kaźni, aż mój wzrok dotarł do podwyższenia gdzie siedział król, królowa, arystokraci i gość z Gildii Magów. Rozpoznałem go natychmiast. Stary profesor, który nauczał demonologii. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy, ale zawsze twierdził, że mam wielki talent i marnuje go na bzdury. Nie wierzyłem mu. Doskonale wiedziałem, że jestem beztalenciem. Teraz patrzył na mnie z smutnym rozczarowaniem i zmęczeniem w siwych oczach.
A potem mój wzrok przyciągnęło coś innego. Pod podwyższeniem, nie zauważony przez nikogo, opierał się o deski demon. Irra zauważył moje spojrzenie i pomachał mi ręką z rozbawieniem w jasnych oczach. Zacisnąłem wściekle wargi. Jasne. Przyszedł popatrzeć.

I właśnie wtedy złość sprawiła, że zacząłem myśleć.
- Irra... - Kat położył rękę na dźwigni od zapadni. Starszy mag zmaszczył brwi, jakby nie dowierzając w to co usłyszał. - Irra, Q'areb Zaregu, Xalpenie, Xocotlu, Asaionie, Mai Cuilinnie, Fenrirze! - wywarczałem, zbierając całą energię jaką mogłem.
Profesor zerwał się z krzesła, zaczynając inkantacje.
- Zatrzymajcie go! NIE POZWOLCIE MU TEGO WEZWAĆ! - wykrzyczał, pomiedzy zaklęciami. Kat nacisnął dźwignie.
- CHROOOŃ MNIEEEEEEEEE...!!! - zawyłem lecąc w dół, wiedząc, że to mój koniec...

... i uderzyłem w deski podestu. Przez chwilę leżałem, nie wierząc w to, co się stało. Potem pomacałem deski konstrukcji.
Zwykłe, solidne, cudowne drewno. Rzuciłem się obcałowywać twarde podłoże. Opamiętałem się po chwili, przytłoczony panującą ciszą. Uniosłem wzrok.

Obok mnie na podeście stał ktoś inny. A właściwie coś innego, co właśnie beztrosko złamało katu rękę i rzuciło na ziemię. Było ogromne, ze dwa razy ode mnie wyższe, w kształcie człowieka. Na twarzy miało maskę, ni to ptaka, ni to zwierzęcia, odsłaniającą kawałek nosa, brodę i usta z ostrymi kłami wyszczerzonymi w uśmiechu. Tył glowy przykrywały długie czarne pióra, wystające jakby z maski, opadające po plecach aż do ziemi. Pierś była naga, ozdobiona jedynie skomplikowanymi wisiorami zwisającymi z szyi i ramion. Biodra miało owinięte dziwaczną szatą z czarnych piór, zakrywającą nogi i sięgającą do ziemi.
- Irra...? - wymamrotałem niepewnie.

A stworzenie uniosło ręce i zaczęło się śmiać.

niedziela, 7 lutego 2016

Życzenia 3

Hej.
Wybaczcie opóźnienie. W święta nie miałam internetu, a potem sesja okazała się dużo bardziej zajmująca niż sądziłam. Większość udało się zaliczyć (jakoś), dzięki nieprzespanym dwóm tygodniom. Potem mieliśmy przedłużone zajęcia (znów dwa tygodnie) ale zaliczyłam!
Więc wrzucam XD
Życzę miłego czytania :>


Życzenia 3




Spotkanie z królem minęło bez większych problemów. Władca powiadomił mnie, że moja śmierć była dowodem nieodpowiedzialności, wyraził swoje rozczarowanie, a następnie, chyba przypominając sobie o słuchaczach, obojętnym tonem oznajmił, że cieszy się z powrotu księżniczki i odesłał mnie do komnat. Zrobiło mi się żal księżniczki i ze skruchą pomyślałem o jej ciele być może spływającym ku morzu. Chociaż z drugiej strony... przynajmniej nie będzie musiała znosić mało subtelnych zalotów pierwszego marszałka, bo właśnie nim okazał się mały, wąsaty człowieczek. W drodze do zamku, w karecie, ledwo wyrwałem ręce spod pocałunków zostawiających na skórze zapach kiełbasy. Zacząłem powoli zazdrościć księżniczce jej losu.
Kiedy wreszcie dotarłem do pokoju, opadłem na łóżku, zastanawiając się co dalej zrobić. Szczerze nie miałem żadnego planu, kiedy kazałem demonowi zmienić mnie w świętej pamięci nieboszczkę. Chciałem jedynie wybrnąć z ciężkiej sytuacji i przeżyć. Owszem, przeżyłem, ale co dalej? Nie miałem pojęcia.
Nagle do środka wpadła jakaś kobieta. Rzuciła się przede mną na kolana i zalała łzami.
- Jaśnie Panienko, a więc to prawda! Ten szarlatan przywrócił cię do życia! - objęła moje kolana, mocząc sukienkę. - Dlaczego to zrobiłaś Panienko? Dlaczego się zabiłaś? - zatkało mnie zupełnie.
- Yyy...? - zdobyłem się na inteligentny komentarz, a kobieta chwyciła mnie za ręce i zaczęła oglądać nadgarstki.
- Ani śladu! -oznajmiła i podniosła na mnie mokre oczy. - Panienko, obiecaj, że już więcej tego nie zrobisz! Błagam! - znów otoczyła ramionami moje kolana. - Jesteś dla mnie niczym własne dziecko!
- Yyy... O-obiecuję. - wymamrotałem oszołomiony, chcąc jedynie, by mnie puściła. Kobieta uśmiechnęła się przez łzy.
- Panienko... - wytarła twarz fartuchem i wstała chwiejnie, by nagle zakryć dłonią usta. - Wybacz Panienko, zapomniałam sukni, a zaraz trzeba będzie cię sprezentować dworowi, na rozkaz Jego Królewskiej Mości! Zaraz wracam! - wykrzyknęła i wypadła tak samo nagle jak wpadła. Opadłem na krzesło. I w tej chwili usłyszałem znajomy głos.
- A więc to taaak... - słowa wypowiedziane tonem kogoś, kto właśnie zrozumiał wielką tajemnicę, szybko mnie otrzeźwiły. Zerwałem się z miejsca i odwróciłem w stronę demona. Irra machając beztrosko nogami siedział na oknie i patrzył w moją stronę z rozbawieniem.
- Czyli księżniczka miała samobójcze ciągoty od samego początku... - wygiął wargi w krzywym, złośliwym uśmiechu. - Czasem takie żywe trupy działają na podstawie tego co czuły przed śmiercią. Dlatego skoczyła do rzeki. - wyjaśnił, widząc moje nic nie rozumiejące spojrzenie. - Jakiś niedouczony mag z ciebie, co nie? - zaczerwieniłem się i już miałem coś odpysknąć albo kazać mu wyjść, gdy nagle demon znalazł się tuż przede mną. Położył palec na moich półotwartych ustach.
- Szszsz... - szepnął cicho. - Zostało ci jedno życzenie. Jeśli je wypowiesz... - otworzyłem szeroko oczy, czując narastającą panikę. - Twoje życie i dusza będą moje. - wymruczał wprost do mojego ucha, owiewając je ciepłym oddechem. Poczułem, że kolana mi miękną i upadłem na klęczki na podłogę. Uniosłem głowę, patrząc na ciemną postać górującą nade mną. Jasne oczy zalśniły żółtym, wilczym błyskiem, a po chwili demon przykucnął przede mną, dziwnym, pieszczotliwym ruchem odgarniając mi włosy z twarzy.
- Widzisz... - zaczął. - Mało kto mnie przyzywa. Rzadko kto ma tyle mocy. Kiedyś owszem, czasem zdarzały się jakieś grupki, kręgi magów którzy dnie i noce starali się mnie przywołać, a gdy im się udawało, dawali mi jeden rozkaz: Zniszcz naszych wrogów, ich kraj, kobiety, dzieci, może jakiś kontynent i wracaj do swoich piekieł! - prychnął. - Owszem, niszczenie może i jest zabawne, ale po jakimś czasie to się robi nudne! Zwłaszcza, że zaraz potem mnie odsyłano niby jakiegoś podrzędnego sługę i nigdy nie udało mi się zabawić! Zawsze wzywano mnie z największą ostrożnością, bo z potęgą nie można igrać! - poczułem jego paznokcie na karku, a potem Irra znów spojrzał mi w oczy. - A teraz trafiłem na takiego idiotę jak ty. - otworzyłem usta w niemym oburzeniu. - Nie mam pojęcia jak udało ci się mnie przyzwać, skoro wielu wielkim kręgom magicznym się nie udawało. Musisz skrywać w sobie naprawdę ogromną moc, chociaż bardzo głęboko. Na szczęście jesteś na tyle głupi, by nic z tym nie robić i udało ci się przez przypadek wezwać MNIE! MNIE, który zniszczył w jedną noc cywilizacje Ntshaveeg i Maraghī sāthē! - na ustach wykwitł mu radosny uśmiech. - Wierz mi, nie zaprzepaszczę takiej szansy!
Zmartwiały wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami. Oczywiście znałem te nazwy. Każdy, nawet średnio wykształcony mag je znał.
Dwa wysoko rozwinięte kraje, które toczyły ze sobą wojnę. Ich magia była niesamowicie zaawansowana, tamtejsi magowie potrafili niemal czynić cuda. Oba znikły na skutek ogromnego kataklizmu, który zniszczył kontynent i poważnie uderzył w sąsiednie nację. Legenda mówi, że morze się podniosło, ziemia rozstąpiła a słońce zakrył mrok. A wszystko to stało się w przeciągu jednej nocy.
Odsunąłem się od demona gwałtownie. Irra zachichotał.
- Teraz się mnie boisz? - zmrużył oczy i przysunął się bliżej, wykrzywiając usta w złośliwym, pełnym rozbawienia grymasie. - Dlatego, że ci to powiedziałem? - oparł twarz na dłoni. - Ludzie są fascynujący. - przyglądał mi się badawczo z czymś nieodgadnionym w oczach. Wyciągnął dłoń i przesunął mi nią po twarzy. Z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że nie mogę się ruszyć.
- Co ty...? - wydusiłem z siebie.
- Ciiii... - Zmarszczył nagle brwi. - Tylko ten wygląd trochę mi nie odpowiada. - poczułem, że sukienka, wcześniej opinająca okolice mojej klatki piersiowej, staje się niepokojąco luźna. Lekko osunęła się z mojej nagle dużo szczuplejszej figury. Sapnąłem, z zaskoczeniem, czując zimny dreszcz na plecach. Zdałem sobie sprawę, że wróciłem do mojej normalnej postaci. Palce Irry zsunęły się na mój obojczyk.
- Żałośnie wyglądasz. - oznajmił. - Podoba mi się. - zebrałem się w sobie, czując że nie mogę pozwolić na nic więcej.
- Ty... - warknąłem usiłując wyglądać groźnie, ale demon tylko wybuchnął śmiechem.
- Ale uroczo! - zarechotał, aż zatrząsłem się ze złości.
- Przesta... - urwałem zdając sobie sprawę, że... Że niemal wypowiedziałem życzenie. Irra uśmiechnął się kpiąco.
- No powiedz. - zamruczał jak kot. - Powiedz, co mam zrobić? Jeśli mi powiesz żebym przestał, przestanę. - patrzyłem na niego ze wściekle zaciśniętymi ustami, milcząc dzielnie. Poczułem jego dłonie na kolanach. Powolnymi ruchami podwijały mi sukienkę.
- Nie! - wydusiłem przez zaciśnięte zęby.
- Co, nie? - demon udał, że nie rozumie. Odsłonił moje uda i z zaciekawieniem przyjrzał się koronce, zdobiącej moją bieliznę. Musnął ja palcami. - Co to?
Rumieniec uderzył mi na policzki. Otworzyłem usta, ale wydobył się z nich tylko urywany oddech. Zerknął na moją twarz, po czym znów spuścił wzrok. Patrzył uważnie, a lekki uśmiech zaigrał mu na ustach, gdy pod jego dotykiem koronkowy materiał spłynął jak woda z moich nóg. Po chwili musnął nagą skórę na moim udzie. 
Poczułem nagłe gorąco w podbrzuszu. Cholera! Nie wierzę w to co się dzieje! Paniczne myśli kołatały mi w głowie, nie wiedziałem co mam zrobić, a demon ze spokojem godnym lepszej sprawy, podwinął materiał odsłaniając zupełnie moje krocze. Patrzyłem na niego, wzrok mi się rozmazał. Łzy? Zacząłem się trząść. 
Irra delikatnie przesunął dłonią wzdłuż mojego uda, jakby badając nieznane sobie miejsce, przez chwilę patrzył tylko między moje nogi, ale potem wbił zaciekawiony wzrok w moje oczy.
- Czemu płaczesz? - zapytał. - To nie jest przyjemne?
-...N...Nie... - wyjąkałem, z zaskoczeniem zauważając jak słaby głos wydobył się z moich ust.
- Kłamiesz. - szepnął demon. - Przecież widzę. - chwycił w dłoń mojego penisa. Jęknąłem przeciągle. Stał mi i chyba nawet stwardniał jeszcze bardziej. Wydałem z siebie wyjątkowo niemęski pisk, a demon zachichotał.
- To jest całkiem zabawne. - oznajmił i pochylił się, a ja mogłem jedynie obserwować, jakby w zwolnionym tempie, jego zbliżające się usta. Wpił się w moje wargi, a że miałem uchylone ze zdumienia (i nie tylko) usta, jego język natychmiast spotkał się z moim. Poczułem, że mogę się znów ruszyć, ale nie mogłem uciec, bo złapał mnie jedną ręką w pasie. Poza tym i tak nie byłbym w stanie, bo nogi mi zmiękły. Osunąłem się w uścisk Irry niczym marionetka, której ucięto sznurki. A ten bawił się mną, jakby chciał zobaczyć, jak zareaguje na każdy jego dotyk, muśnięcie i ruch.
Zalewały mnie fale zawstydzenia, zażenowania i podniecenia, które odzywało się gorącem w każdym zakątku mojego ciała. Usta demona zsunęły się na moją szyje, dzięki czemu nic nie tłumiło moich żałosnych jęków, a gdy nagle wbił tam zęby, wydałem z siebie zduszony okrzyk i doszedłem w jego rękę.
Dysząc, wracałem do siebie. Podniecenie odeszło, zostawiając jedynie wstyd i poczułem się wyjątkowo niezręcznie. Irra zaś uniósł ubrudzoną moją spermą dłoń i przyjrzał się jej, poruszając wolno palcami. Zalałem się rumieńcem, jakimś cudem jeszcze mocniejszym niż wcześniej. Podniosłem rękę, chcąc zakryć się sukienką.
 W tym momencie demon wsadził sobie palce do ust. 
Tak, te palce, które były całe w... 
Zatkało mnie i zamarłem. Mlasnął kilka razy, kiedy ja wpatrywałem się w niego ze zszokowaną miną, przesunął językiem po zębach.
- To było bardzo... Ciekawe. - oznajmił wszem i wobec.
 I zniknął.

Właśnie wtedy do komnaty znów wpadła tamta kobieta od sukienki. Radosna mina natychmiast znikła z jej twarzy, gdy zobaczyła mnie, klęczącego na środku pokoju księżniczki.
 Mnie, ubranego w jej błękitną sukienkę, podwiniętą zamaszyście, osłaniającą krocze. Całego uwalonego spermą. Zdyszanego i czerwonego. Samego. Zaczęła krzyczeć. 
A potem wezwała straż.


***

I jak, podobało się ?