poniedziałek, 8 lipca 2013

Nibiru 2

 Hej wam. xD
Po pierwsze: ogłaszam koniec przerwy. Wybaczcie, że tak długo ^^
Wciąż nie mam kompa, więc opowiadania nie będą publikowane regularnie, ale będą. Postaram się wrzucać je jak najczęściej, ale nie wiem jak wyjdzie. Póki mam wakacje będę miała trochę czasu, ale po wakacjach mam mnóstwo roboty. Czeka mnie ostatni rok w szkole (4, ale to czteroletnie liceum;), matura i dyplom, więc mogę nie mieć czasu. 
Po drugie: na razie wstrzymuję Shizaye, bo nie mam weny na nią. Ale mam już początek i plan ogarnięty, więc kontynuacja będzie ;3
Po trzecie: Wczoraj znalazłam linki do swojego bloga na dwóch innych (shizaya-opowiadania-yaoi.blogspot.com i wodka-ze-szklanka.blogspot.com) i zrobiło mi się niesamowicie miło ;3 Naprawdę dziękuję autorom! 
Życzę wszystkim wesołych i ciekawych wakacji xD
Miłego czytania i mam nadzieje, że się spodoba:3



Nibiru cz.2

     Najpierw były wiatry. Zaczęło się delikatnym wiaterkiem, ten szybko jednak minął i przyszły wichury. Potężne burze i nawałnice. Zrywały dachy z domów, wyrywały drzewa z korzeniami, porywały ludzi których zmasakrowane ciała, znajdowano setki kilometrów dalej.
  Potem nadeszły zmiany temperatury. Jednego dnia było gorąco jak w piekle, następnego potwornie zimno, jak gdyby pogoda nie mogła się zdecydować.
  Wtedy właśnie umarły niemal wszystkie rośliny, dzikie i uprawne. Zwierzęta i ludzie nie mieli co jeść. Zwierzęta masowo zdychały, ludzie głodowali. kilometrowe kolejki do sklepów, szybko zmieniły się w zamieszki, podczas których ginęły setki ludzi. Tak umarł ojciec Satoshiego. Wypchnął wtedy dwunastoletniego, zaskoczonego Satoshiego ze sklepu i kazał uciekać. Satoshi już nigdy więcej go nie ujrzał. Gdy wrócił na miejsce jego śmierci, nie mógł odróżnić jego ciała, od dziesiątek innych zmasakrowanych ciał bez twarzy. Znalazł jedynie rękę, z charakterystycznym znamieniem na małym palcu.
  Rękę z duża siłą wyrwaną z ciała.
  Nigdy tego nie zapomniał. Ten widok prześladował go w snach, po których budził się spocony z imieniem matki na ustach. Ale ona również nie żyła.
  Zamarzła na śmierć podczas jednej z mroźnych nocy.
***
  Satoshi otworzył oczy. Było ciemno, ale czuł obok siebie ciepłe futro Kanashimiego. Kot przyglądał się czemuś w mroku. Chłopak spojrzał w tamtą stronę i zobaczył parę czerwonych oczu. Zerwał się z posłania, chwytając nóż.
-Spokojnie! To tylko ja! - rozległ się znajomy głos.
-Nibiru? - spytał zaskoczony Satoshi. Wyciągnął spod poduszki latarkę i poświecił na twarz intruza. Nibiru zmrużył oczy. 
-Przyniosłem jedzenie – oznajmił i pomachał czymś przed nosem Satoshiego.
Chłopak spojrzał uważniej na to "coś". Miało kolce. Przyjrzał się. 
 Głowa. Wyraźnie obgryziona. 
Za Nibiru leżała reszta truchła. Wyglądało jak jeleń, ale nie miało kopyt tylko łapy z pazurami i kły. Satoshi znał ten rodzaj zwierzęcia. Wrzasnął i chciał uciec, ale nie zdążył. Nibiru rzucił się na niego i przygwoździł mu ręcę do ziemi, a nogi zablokował kolanami. 
-Zostaw mnie!- krzyknął Satoshi, leżąc na wznak.
-Czemu?-  spytał Nibiru, układając się na nim wygodniej. 
-Nie wiem czym jesteś ale na pewno nie człowiekiem!-
-Pff. -prychnął mężczyzna, pochylając się nad chłopakiem i wąchając jego szyję. 
-Żaden człowiek nie mógł zabić tego czegoś!-
-Ja zabiłem.- uśmiechnął się Nibiru podnosząc głowę i błyskając czerwienią oczu.
Satoshi umilkł, wielkimi oczami wpatrując się w mężczyznę. Nibiru uśmiechnął się, patrząc na niego i polizał go po obojczyku.  
-Smaczny jesteś. - zachichotał. Satoshi sapnął.
-Zamierzasz mnie zjeść?- spytał wystraszony. 
-Myślałem o tym i chyba mam na ciebię ochotę.
  Satoshiego zatkało, co natychmiastowo wykorzystał Nibiru, gryząc go w szyję. Chłopak rzucił się i krzyknął. Nibiru usłyszał warkot za uchem i poczuł ostre kły na karku. 
-Puść mnie, albo Kanashimi odgryzie ci głowę. - zagroził poważnie Satoshi.
-Myślisz? To czemu jeszcze tego nie zrobił? - 
-Bo...- zaczął Satoshi, ale Nibiru mu przerwał.
-Bo doskonale wie, że jestem od niego szybszy i dużo groźniejszy- Wyszczerzył ostre zęby Nibiru - Gdybym chciał, i ty, i twój kot bylibyście martwi. - Mężczyzna już się nie uśmiechał. Pochylił się do ucha chłopaka, jakby ogromny kot nie trzymał go za szyję i wyszeptał:
-Najpierw zabiłbym kota, bo stanowi większe zagrożenie. Uderzyłbym go w nos, by nie mógł oddychać i puścił mnie, a potem oderwałbym mu głowę. Ty w tym czasie zdążyłbyś ledwie mrugnąć. Potem zająłbym się tobą. Skręciłbym ci kark, jak małemu ptaszkowi, a potem bym  cię zjadł.- szeptał Nibiru, a Satoshi zaczał drżeć. Wierzył w każde słowo. Widział już, jaki Nibiru jest szybki. 
  -Każ kotu odejść. - rozkazał Nibiru, dmuchając w bok szyi Satoshiemu. Chłopak miał gęsią skórkę. 
-Kanashimi... Zostaw. - powiedział chłopak, drżąc. Kot niechętnie puścił mężczyznę.
-Boisz się mnie? - spytał Nibiru, patrząc na Satoshiego. Chłopak kiwnął głową. -Pamiętasz, co ci powidziałem przy ognisku - Nibiru patrzył w oczy chłopaka, w których szkliły się łzy. Satoshi pokręcił głową.  -Powiedziałem, że nie zrobię ci krzywdy. - powiedział poważnie mężczyzna - I nie zamierzam - dodał.
Zsunał się z niego i położył obok przodem do chłopaka. Oparł głowę na ręce i uśmiechnął się. 
   -To co robimy? - spytał. 
- ... - Satoshi wstał powoli, wpatrując się w Nibiru. Dotknął szyi w miejscu, gdzie Nibiru go ugryzł. Usiadł. Kanashimi podszedł do niego i obwąchał, sprawdzając czy wszystko w porządku. Satoshi pogłaskał go po glowie. Kot rozmruczał się, szczęśliwy, że jego panu nic się nie stało. Nibiru przechylił głowę, wpatrując się uważnie w chłopaka. 
-Yyy... A co mamy robić? - postanowił przerwać niezręczną ciszę Satoshi.
-Nie wiem. Ja zamierzam z tobą zostać. - Nibiru usiadł. 
-Czemu? -
-Lubie cię, a samemu jest nudno. Poza tym znowu cię coś zaatakuje. -
-Znowu?- Satoshi zbladł. -Co mnie zaatakowało?-
-Myślisz, że atakowałem to coś bez powodu? - Nibiru machnął ręką w strone truchła.
-Chciało mnie zaatakować? - Nibiru kiwnął głową. -Czemu mnie obroniłeś? 
-Bo... - zaczął Nibiru - Nie skrzywdzę cię, ale też nie pozwolę niczemu innemu zrobić ci krzywdy. 
-Dlaczego?-
-Nie chce być sam. 

***

 -Gdzie idziemy?- spytał Nibiru ciekawie, idąc za Satoshim przez las. 
-Do miasta. - Satoshi przeskoczył nad kamieniem. -Muszę sprzedac kilka niepotrzebnych rzeczy, które ostatnio znalazłem. Poza tym potrzebuję czegoś.
-Nigdy nie byłem w mieście. Myślałem, że już żadnych nie ma. -
-Bo nie było. Ale ludzie mają dziwną potrzebę gromadzenia się i mieszkania w jednym miejscu. Powstały więc nowe, ale nie są nawet w części takie jak stare. Ludzie mieszkają w ruinach, choć większość pozostała opuszczona. Serio, w żadnym nie byłeś? - Satoshi zatrzymał się gwałtownie. - Wcześniej też? 
-Wcześniej mnie nie było. - Nibiru stanął obok chłopaka. Podniósł głowę i powęszył w powietrzu. -Czuje coś. Daleko jeszcze? -
- Nie, już tylko kawałek... 
-To chodźmy - Nibiru wyminął Satoshiego i ruszył pod górę. Satoshi dogonił go. Chwilę szli w milczeniu, w końcu Satoshi nie wytrzymał. 
-Jak to: Nie było cię?
-Po prostu. Byłem gdzie indziej. Nie tu. 
-A gdzie? - spytał Satoshi, ale Nibiru zignorował dalsze pytania. 
 Staneli na szczycie wzgórza. Las się kończył i otwierał się widok na dolinę. W dole znajdowało się miasto. Otoczone lasami, kiedyś musiało być ogromne, teraz jednak wiekszość budynków była zrujnowana, z części pozostały jedynie wielkie kopce betonowych bloków. Nie widać było końca ruin. Miasto wracało w posiadanie Natury. Na dawnych ulicach rosły trawy i drzewa, gruzy porastał bluszcz. 
  Wyjątkiem był mały obszar na obrzeżach, mierzący około dwóch kilometrów kwadratowych. Był on otoczony murem z bloków betonu, cegieł i drewna z ruin. Mur był wysoki, zasłaniał wszystko co było w jego obrębie. 
  -To jest... Miasto? - spytał Nibiru, pochylając się nieco do przodu. -Słyszę stamtąd odgłosy ludzi i zwierząt, czuje ich ciała... Dym... I coś jeszcze. - Satoshi spojrzał na niego, wystraszony i zaskoczony. Nie wiedział czym jest Nibiru, ale na pewno był czymś niebezpiecznym. Był dużo szybszy i silniejszy od człowieka, miał bardzo wyostrzone zmysły. Satoshi bał się go ale jednocześnie mężczyzna go fascynował. Sam nie wiedział czemu.
-Chodź. - powiedział. 
Zeszli z pagórka i ruszyli w stronę muru.