wtorek, 7 października 2014

Nibiru 6

Witajcie.
Zacznę od przeprosin, że zostawiłam Was na tak długo, nic nie pisałam, nic się nie odzywałam...
Powiem tylko, że wakacje okazały się nie takie spokojne jak myślałam :P Ba! Nawet pracowałam.
Udało mi się trafić na Przystanek Woodstock, za którym już tęsknię. Było super, polecam. Ja sama rzecz jasna wybieram się w przyszłym roku.
Dostałam się na studia, na kierunek grafika :D i muszę przyznać, że trochę sobie nerwów przez te studia zdążyłam napsuć ;/ , a to jeszcze nie koniec...
Dobra, wracając do bloga.
Jak widzicie, przygotowania do wielkiego powrotu już chwilę trwały, zupełnie zmieniłam wygląd bloga (podoba się?), założyłam drugiego bloga, z opowiadaniem które pisze już od dłuższego czasu, na którego opublikowanie wreszcie dałam się namówić :P
Jeszcze raz bardzo przepraszam!
No cóż, nie pozostaje mi nic innego niż życzyć miłego czytania :>



Nibiru cz. 6


Satoshi obudził się, czując zimno nieprzyjemnie kąsające go w bok. Przykrywający go materiał zsunął się i odsłonił nagą skórę. Chłopak zaburczał niezadowolony, poruszył się, próbując zakryć to miejsce. Nagle wyczuł ruch po swojej drugiej stronie i został przyciągnięty do czegoś ciepłego, a odsłonięta część ciała została przykryta, co nagrodził zadowolonym pomrukiem i wtulił się w źródło ciepła. Przez mgłę zaspania, okrywającą jego świadomość, dotarł do niego balansujący na granicy słyszalności, cichy śmiech. Zastanowiło go to i postanowił otworzyć oczy.
Zamrugał kilkakrotnie, starając się uzyskać ostrość widzenia. Kiedy był już w stanie rozróżniać kształty, spojrzał w stronę z której wcześniej dobiegł go śmiech. Zobaczył wpatrzoną w niego parę błyszczących, czerwonych oczu.
- Hej. - przywitał go Nibiru, do którego był przytulony. - Jak się spało? -
Satoshi patrzył na niego przez chwilę, powoli kojarząc fakty. Gdy przypomniał sobie w jaki sposób znaleźli się w owej sytuacji, lekko spanikował. Odsunął się od mężczyzny gwałtownie i owinął się czerwoną szatą, rozpaczliwie starając się znaleźć sposób w jaki powinien się zachować.
Nibiru popatrzył na niego z pewną dozą zaskoczenia i rozbawienia w oczach, oraz lekkim uśmieszkiem błąkającym się gdzieś w kącikach ust. Usiadł. Długie rozpuszczone włosy czarną falą spływały mu po plecach, niesforne kosmyki opadały mu na oczy i klatkę piersiową. Ziewnął lekko, odsłaniając ostre zęby i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pochylił się i wyciągnął spod kanapy małe zawiniątko, wręczył je Satoshi'emu.
- Masz ubrania. Włóż. - zakomenderował.
Chłopak sięgnął po rzeczy i obejrzał je nieufnie. Nie znał tych ubrań, nigdy ich nie widział. Zaniepokoiło go to.
- Skąd masz te ubrania? - zapytał.
- Była taka pani... - oznajmił niejasno.
- Gdzie? Dała ci je? - dociekał Satoshi. Nibiru przytaknął na odczepnego.
- Dała. - powiedział. Nagle przysunął się do niego błyskawicznie i korzystając z tego, że wystraszony chłopak zamarł, spojrzał mu głęboko w oczy. - Nie bój się, nic jej nie zrobiłem. - zapewnił poważnie i nagle dał Satoshi'emu buziaka w czoło. Odsunął się, przyjrzał się zszokowanej twarzy chłopaka i na jego ustach zaigrał uśmiech. - Ubierz się. - powiedział, wyraźnie z siebie zadowolony. - Zmarzniesz.
- A ty nie? - zapytał Satoshi, nieco rozdrażniony, tym że poczuł się jak dziecko. Nibiru spojrzał na niego z politowaniem. Wzruszył ramionami i nagle otoczył go cień, który wziął się nie wiadomo skąd, a następnie przeistoczył się się w czarne ubrania, okrywające mężczyznę. - I tak bym nie zmarzł, ale ty możesz. - dodał Nibiru, chyba nieco przekornie.
Na to Satoshi nie odpowiedział.

Chwile później stali przed zawalonym tunelem. Nibiru otworzył drzwi i nasłuchiwał przez chwilę, a Satoshi zastanawiał się jak mężczyzna zamierza pozbyć się kamieni, blokujących przejście. W to, że się ich pozbędzie chłopak nie wątpił. Pytanie brzmiało: Jak?
Nibiru wyciągnął przed siebie dłonie i wszystkie światła w pomieszczeniu zgasły. Zrobiło się ciemno. Mrok gęstniał coraz bardziej. Po chwili Satoshi nie widział zupełnie nic, nawet stojącego obok mężczyzny.
Zrobił ruch, jakby chciał się cofnąć.
- Nie ruszaj się. - rozległ się głos Nibiru. - Nie przeszkadzaj mi, to niebezpieczne. - Chłopak zamarł.
Usłyszał dziwny dźwięk, jakby szurnięcia. Coś musnęło jego łydkę. Satoshi stłumił okrzyk przestrachu, zatkał usta dłonią.
- Spokojnie... - odezwał się mężczyzna. - Już prawie... -
- Co ty robisz...? - szepnął chłopak.
Nibiru nie odpowiedział. Rozległ się głośny stukot i wszystko ucichło. Satoshi wstrzymał oddech. Nasłuchiwał właśnie, gdy nagle poczuł oddech na policzku.
- Już. - szepnął mu Nibiru do ucha.
Satoshi sapnął wystraszony.
- Zapal światło! - zażądał. Usłyszał w ciemnościach chichot Nibiru.
- Po co? - zapytał cicho z drugiej strony chłopaka. - Boisz się? -
Satoshi odskoczył, potknął się i poczuł, że się przewraca,  ale po chwili obca dłoń złapała jego rękę. Został przyciągnięty do większego, ciepłego ciała. Objęły go cudze ramiona i usłyszał cichy pomruk.
- Nie bój się. - wymruczał miękko Nibiru, przytulając go mocno. - Nic ci nie zrobię, mówiłem już. -
Chłopak wtulił głowę w pierś mężczyzny i zacisnął powieki. Poczuł, że zaraz nie wytrzyma i zacznie krzyczeć. Chciał jak najszybciej się stąd wydostać. Nie mógł znieść tej ciemności, bał się jej, nie miał gdzie uciec. Sam siebie nie rozumiał. Dlaczego wczoraj...
- Proszę... - szepnął stłumionym głosem. - Wypuść mnie stąd...
- Już... - Usłyszał uspokajający szept. Uniósł głowę. Zobaczył delikatne światła żarówek, ledwo przebijające się przez mrok, lecz jaśniejące z każdą chwilą. Czarna postać Nibiru powoli zaczynała wyróżniać się wśród ciemności. Zerknął w górę. W czerwonych oczach z wolna gasł ten dziwny blask. Spojrzał w stronę zawalonego korytarza i westchnął z zaskoczenia. Blokujące go gruzy zostały odwalone na bok, tworząc przejście.  W środku było ciemno.
Mężczyzna złapał go za rękę.
- Chodź, idziemy. - powiedział. - Tylko trzymaj się mnie, na górze są One.
- Jakie są te 'one'? - zapytał Satoshi. Nie umknęło mu to, że Nibiru wyraźnie akcentował to słowo, jakby mówił to z dużej litery.
Nibiru zastanowił się.
- Brzydkie. - stwierdził zdecydowanie.
- Coś więcej? -
- Zobaczysz. - Czerwonooki wykrzywił ustaw rozbawionym uśmiechu i pociągnął chłopaka w ciemny tunel.

Chwilę później, po pokonaniu schodów, Nibiru otworzył jakieś drzwi i znaleźli się w zwykłej, oświetlonej promieniami słonecznymi klatce schodowej. Satoshi rozejrzał się szybko. Była pusta. Mimo to wyczuwał coś dziwnego, jakby coś uciskało jego głowę; w uszach mu piszczało. Potrząsnął głową.
Nibiru zerknął na niego, marszcząc brwi.
- Wiedzą, że tu jesteśmy. - warknął. - Zatkaj uszy, bo zemdlejesz.
Satoshi spojrzał na niego niezbyt przytomnie. Ten dźwięk działał rozkojarzająco. Dopiero po chwili dotarło do niego, co mężczyzna powiedział, uniósł więc dłonie i zakrył nimi uszy. Piszczenie co prawda nie umilkło kompletnie, ale stało się dużo cichsze.
Dziwaczny ucisk na jego czaszkę znikł; znów mógł normalnie myśleć. Popatrzył na Nibiru, który wzkazał palcem w stronę drzwi wyjściowych i skinięciem głowy kazał mu do nich iść. Ruszył w ich stronę.
Nagle rozległ się donośny świdrujący wrzask.
Chłopak krzyknął z bólu, który przeszył jego mózg i padł na podłogę. Po twarzy popłynęły mu łzy, z szeroko otwartych ust spływała ślina. Z wysiłkiem uniósł się trochę i spojrzał za siebie.
Nibiru stał do niego tyłem, a przed nim zobaczył tłum dziwnych, czarnych postaci. Nie miały oczu, ani nosa, tylko dziwnie, jakby nieco za wysoko umiejscowione usta. Były nagie, ale nie miały nic co by wskazywało na płeć. Wysokie, były większe od Nibiru, choć były wyjątkowo smukłe. Miały wydłużone ręce, dłońmi prawie dotykały podłogi. Żaden nie wydawał z siebie głosu, mimo to wrzask wciąż trwał.
To w mojej głowie, uświadomił sobie z przerażeniem Satoshi. Tamto słyszałem normalnie, ale to jest w mojej głowie. Spanikowany, przycisnął dłonie do twarzy, wbijając paznokcie w policzki i zaczął wrzeszczeć. Najgłośniej jak potrafił, jakby chciał przekrzyczeć ten okropny dźwięk.
Nibiru odwrócił lekko głowę, utkwił wzrok w chłopaku. Uniósł lekko wargę, ukazując spiczaste zęby, zmarszczył nos i brwi. Wrócił spojrzeniem do czarnych istot.
Zacisnął dłonie w pięści i zaczął iść w ich stronę.
Z każdym jego krokiem, w kątach cienie ciemniały i pełzły po podłodze ku ciemnemu tłumowi. W ręce mężczyzny, nie wiadomo skąd, pojawiła się katana; ta sama, którą zabrał kapłanowi w poświęconej mu świątyni. Na drugiej dłoni paznokcie zamieniły mu się w szpony.
Otworzył usta, w groźnym grymasie obnażył zęby.
Poruszył się, jakby gotując się do skoku, napiął mięśnie. Przez chwilę, był widoczny jak rozmazana smuga, a potem...
Znikł.
Zrobiło się cicho. Zostawił mnie, pomyślał Satoshi ze strachem, na ich pastwę. Zacisnął powieki.
Zaraz zginę.
W tym momencie w jego głowie rozległ się wrzask bólu. Dźwięk tym razem go nie ranił, czuł go jakby na krawędzi świadomości. Niepewnie otworzył oczy, zerknął przed siebie.
Potwory padały na ziemię jak muchy, brocząc czarną krwią z ran, z kikutów poobcinanych kończyn, z połamanymi częściami ciała. Na nogach stała już tylko mała grupka, rzucająca się na wszystkie strony, jakby próbowały zaatakować coś, czego nie były w stanie dosięgnąć.
Satoshi klęcząc, opierał się na rękach, wytrzeszczonymi oczami wpatrując się w to widowisko z niedowierzaniem. Kałuża czarnej krwi rosła. Zauważył, że jej powierzchnia rozpryskuje się, jakby coś przez nią przebiegało, tylko z bardzo dużą prędkością.
Chłopak wciągnął głośno powietrze do płuc. Przypomniało mu się, jak nieprawdopodobnie szybko poruszył się Nibiru wtedy, przy ognisku, gdy go spotkał pierwszy raz. Podniósł się z klęczek, chwiejnie cofnął się kilka kroków do tyłu, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Nagle poczuł, że na kogoś wpada.
Zesztywniał przerażony i powoli odwracając głowę, spojrzał za siebie.
Za nim stało coś o posturze kilkuletniego dziecka. Było łyse, nagie i miało zupełnie czarną skórę, zupełnie jak potwory które właśnie ginęły, tylko że miało prawie normalną ludzką twarz. Prawie, ponieważ miało groteskowo wielkie oczy. Wyglądało trochę jak ufoludek z jakiegoś filmu.
Satoshi poczuł, że życie wraca mu do kończyn i odruchowo atakując stworzenie nożem, błyskawicznie odskoczył. Z zaskoczeniem zauważył, że udało mu się trafić i zranił je w pierś. Za płytko, nie zrobił mu dużej krzywdy. Znów usłyszał coś w głowie, tym razem jęk bólu.
- Czym ty jesteś? - zapytał cicho.
Istota spojrzała na niego obojętnie, a chłopak poczuł jakby uderzenie w pierś i poleciał do tyłu, wpadając między czarne ciała, rozchlapując kałużę krwi. To coś pomknęło w jego stronę.
Przed nim zmaterializował się Nibiru. Z jego miecza spływała ciemna posoka, on sam zdawał się być nienaruszony i zupełnie spokojny. Stwór wpadł na coś, jakby na niewidoczną ścianę.
- Żyjesz? - zapytał mężczyzna, odwracając się i przyglądając się uważnie chłopakowi. - Nic ci nie jest? -
Chłopak przecząco pokręcił przecząco głową i wstał bez słowa. Nibiru uśmiechnął się kątem ust.
- Zraniłeś królową. - powiedział rozbawiony.
- TO jest królowa? - zapytał z niedowierzaniem Satoshi. Nibiru kiwnął głową. - Wygląda jak dziecko.... -
- Ale nim nie jest. Żywi się wszystkim co upolują jej słudzy. - wskazał na ciała. - Ciebie też by chętnie zjadła... - zachichotał czarnowłosy. - Ale nie byłeś łatwą ofiarą.
- Chciała mnie zabić, dlatego zaszła mnie od tyłu? Czemu nie zaatakowała od razu? -
- Bo spowalniał ją ból sług. - Mężczyzna przyglądał się jak stworzenie wstaje i próbuje ich zaatakować. Za każdym razem, coś je powstrzymywało. - Ty też go czułeś, tylko dużo słabszy. -
- No tak. - zgodził się Satoshi. - A ty nie? -
- Ja też, tylko na mnie to nie działa. To nie mój ból. - prychnął pogardliwie Nibiru.
Chłopak przemilczał to i również spojrzał na stwora.
- Co z nią zrobimy? Zabijemy? -
Nibiru wzruszył ramionami.
- I tak zginie. Zabiłem jej sługi, nie przeżyje bez nich. A nas tak łatwo nie puści. - Kpiący uśmiech zaigrał mu na ustach. - Na dodatek zraniłeś ją. Będzie cię próbowała zabić tak długo, jak będzie żyła.
Satoshi zagryzł wargi. Nibiru westchnął i machnął dłonią. Istota wystrzeliła naprzód, w stronę Satoshi'ego, jakby blokująca ją bariera znikła. Chłopak otworzył usta, ale nie zdążył krzyknąć. Mężczyzna wysunął się błyskawicznie przed niego i wysunął miecz. Satoshi nawet nie zauważył co się stało. Zorientował się dopiero, gdy o ziemie, po jego obu stronach uderzyły dwie połówki ciała stworzenia.
Przeciął je na pół.
Nibiru strząsnął czarną krew z ostrza i wsunął je do pochwy na plecach.
- Zabiłeś ją! - Sapnął chłopak.
- I tak by zginęła. - wzruszył ramionami czarnowłosy.
- Była bezbronna!
- Chciała nas zabić. - Nibiru popatrzył na niego poważnie. - Zabij, albo zostań zabity. Musisz to robić, żeby przeżyć. Ostrzyć swe zęby i modlić się, abyś nie spotkał kogoś silniejszego.
Satoshi zacisnął pięści. Wpatrywał się w podłogę, czuł się podle.
- Nic nie poczuła. - pocieszył go Nibiru.
Chłopak kiwnął ponuro głową.
- Chodź stąd. - powiedział.

Gdy wyszli na zewnątrz, Satoshiego oślepiły promienie słońca.  Zmrużył oczy. Znajdowali się wśród ruin, w oddali widać było mur miasta. Tylko tyle zdążył zauważyć, zanim wielki ciemny kształt wpadł na niego i przewrócił go na ziemie.
Poczuł szorstki język na twarzy, uszy wypełniło mu melodyjne mruczenie. Objął kark zwierzęcia i wplótł palce w miekkie, granatowe futro.
- Kanashimi! - zaśmiał się radośnie. - Nic ci nie jest! -
Ogromny kot ocierał się pyskiem o jego twarz, mrucząc radośnie.
Nibiru roześmiał się głośno.
- Od wczoraj tu siedział. - powiadomił chłopaka.
Satoshi usiadł i podrapał kota za uchem, a potem mocno go przytulił, nareszcie czując się spokojnie. Kot był częścią jego życia, chyba nie przeżyłby gdyby coś mu się stało.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytał Nibiru.
Chłopak spoważniał.
- Moja rodzina zginęła. - powiedział smutno. -Przynajmniej tak myślałem. Jednakże, jakiś czas temu spotkałem podróżnego, wracał z terenów, gdzie kiedyś było państwo zwane Polską, a dokładnie z terenów obok miasta Sanok. Niedaleko tego miasta mieszkał mój wujek, więc zapytałem o niego tego człowieka. - Chłopak zamilkł.
- No i? - czarnowłosy przechylił głowę.
- Spotkał kogoś podobnego do mojego opisu. Handlował z nim. - Chłopak machinalnie głaskał Kanashimi'ego.
- Chcesz go znaleźć? -
Satoshi kiwnął głową.
- Czyli ruszamy do tego... Saroka? -
- Sanoka. - poprawił go chłopak. Niepewny uśmiech pojawił mu się na wargach.
- Właśnie. - Nibiru wstał i podał chłopakowi dłoń.
Satoshi przyjął ją bez zastanowienia.


***


Podobało się?