niedziela, 22 grudnia 2013

Wigilijna Shizaya

Hej.
Wiem, że ogłaszałam przerwę, ale jak mam chwilę to pisze i publikuję. Po prostu nie będę tego robić regularnie.
Oto mała Shizaya, napisana z okazji świąt. Może będzie dalszy ciąg, jeśli się spodoba.
Miłego czytania i jak zwykle proszę o komentarze.

***
Nielubiana Wigilia

Izaya nienawidził świąt zwłaszcza Wigilii.
Wtedy na ulicach było tak pusto, ani śladu jego ukochanych ludzi. Szedł, opatulony ciepło, przez świecące neonami ulice i nic się nie działo. Czasem przemykał jakiś człowiek, szybko, skulony, ukrywając się przed zimnem za szalikiem na twarzy i czapką, przemykał ulicami spiesząc się do domu, do rodziny lub przyjaciół. Dużo ludzi wyjechało do rodzin na wsi, lub gdzieś indziej.
Święta to czas rodzinny, więc trzeba je spędzać razem. Wszyscy stosowali się do tego z godnym podziwu uporem, godnym lepszej sprawy.
Izaya nie świętował. Niby po co? Nie wierzył w to wszystko, a święta zajeżdżały mu fałszem. Ludzie uśmiechają się do ludzi, których nie znoszą, bo świąteczny klimat, pełen miłości i ciepła, trzeba więc kochać innych i tak dalej. Oczywiście, nie przeszkadzało mu to specjalnie, wręcz podobało mu się, ale problem tkwił w tym, że oni wszystko robili w domach, tam gdzie Izaya nie mógł tego dojrzeć, na własne oczy. Jego ukochani ludzie ukrywali się przed nim w domach, ukrywali swój fałsz i emocje za zasłoniętymi zasłonami, próbując je przyćmić światełkami na świątecznej choince. A Izaya nic nie mógł dojrzeć, a to było takie zabawne!
Dlatego nie znosił Wigilii.
Siedział naburmuszony na pokrytym miękką warstwą śniegu placu zabaw, kiwając się lekko na huśtawce. Huśtawka zgrzytała, a Izaya wciskał zmarznięte ręce w kieszenie, ponieważ zgubił w którymś sklepie swoje ulubione rękawiczki, a nie chciało mu się wracać do Shinjuku po drugie, skoro dopiero co przyszedł do Ikebukuro. Zresztą, po co tam wracać? Przecież nikt na niego nie czekał, nie miał z kim spędzić świąt, nawet gdyby chciał.
Skulił się na huśtawce. Był wieczór i było naprawdę zimno, chłód gryzł odsłonięte policzki Izayi, wkradał się pod założony na gołą głowę kaptur. Powoli zaczynał żałować, że nie włożył czapki, ale myślał, że kaptur wystarczy. Było mu zimno i czuł się naprawdę źle. Podniósł lodowate ręce do twarzy i zaczął na nie chuchać ciepłym powietrzem z ust. Trochę lepiej.
Wstał z huśtawki z mocnym postanowieniem, żeby iść do domu, napić się gorącej herbaty i iść spać. I wtedy właśnie zobaczył, że w śniegu coś błyszczy. Podszedł i przyjrzał się. Nie wierząc własnym oczom podniósł to i obejrzał dokładniej.
Nie ma wątpliwości. Przeciwsłoneczne okulary Shizu-chana, święte okulary, które tak często widział zdejmowane i wkładane do wewnętrznej kieszonku kamizelki, podczas gdy właściciel rzucał się na niego z wściekłym 'Izaaaaayaaaa-kuuuun' na ustach.
Zaśmiał się. Jeden ze skarbów Shizu-chana w jego rękach! Nic tylko korzystać...

***

Shizuo wszedł do sklepu. Wracał od Kasuki, z wigilijnej kolacji. Ani on, ani jego brat, nie darzyli świąt jakąś specjalną czcią, ale zawsze musieli zjeść wspólną kolację. Nie mógł zostać na noc, bo Kasuka miał jakieś zdjęcia i musiał rano gdzieś jechać, ale i tak było miło. Napili się nawet trochę wina i Shizuo czuł przyjemne alkoholowe ciepełko. Udało mu się zachować spokój przez całą gościnę u brata, a to był sukces. Niestety, gdy wychodził zdał sobie sprawę, że nie ma swoich okularów, ale Kasuka powiedział mu, że przyszedł już bez nich.
Musiał zgubić je wcześniej i zamierzał przeszukać całe Ikebukuro, żeby je znaleźć.
Ale najpierw musiał kupić coś na śniadanie, bo zaraz zamkną sklepy.
Ekspedientka poprosiła go, żeby się pospieszył, bo mają pięć minut do zamknięcia. Szybko więc wziął makaron, kostkę rosołową, kilka zupek chińskich i ryż. Podał to kobiecie przy kasie i wyciągnął portfel. Gdy płacił, zauważył na ladzie, za kawami, parę rękawiczek, obszytych znajomo wyglądającym futerkiem. Popatrzył na nie przez chwile, wzruszył ramionami.
- Jeszcze trzy paczki papierosów, poproszę. - Gdy kobieta podała mu zakupy, zapłacił. Wskazał na rękawiczki.
- To pani? - zapytał.
Kobieta popatrzyła na nie.
-Nie, musiał ktoś zostawić. - pokręciła głową. Shizuo schował zakupy. Wraz z zakupami zgarnął do torby rękawiczki, sam nie wiedział czemu. Odda je Shinrze, albo Kadocie, niech oni się martwią. On był zbyt uczciwy, żeby je zostawić. Zapytają mendę, czyje to i oddadzą. On nie zamierzał mieć z mendą nic wspólnego.
W sumie... zastanowił się. Wyciągnął telefon, wszedł na forum Dollarów i chyba pierwszy raz odkąd do nich należał, napisał post.
Znalazłem parę rękawiczek. Czarne, obszyte jasnym futerkiem. Czyje to?



Izaya podskakując, szedł po Ikebukuro w ciemnych okularach Shizu-chana, na nosie. Gdyby go ktoś teraz zobaczył, na pewno by uciekał gdzie pieprz rośnie, bo nie trudno rozpoznać te okulary, własność bardzo znanej osoby, która jakby przypadkiem zobaczyła je w tym momencie, to bardzo by się zdenerwowała.
Nagle telefon Izayi zawibrował. Informator zatrzymał się i wyciągnął urządzenie. Odebrał połączenie i porozmawiał chwilę z Shiki-sanem, który chciał dać mu zlecenie. Gdy skończył rozmowę, postanowił wejść na forum Dollarów, bo zaczynało już mu się nudzić. Nowy post.
Znalazłem parę rękawiczek. Czarne, obszyte jasnym futerkiem. Czyje to?
Izaya wytrzeszczył oczy. Jego ukochane, śliczne rękawiczki! Znalazły się! Nie wahając się ani chwili, odpisał.
Mojee~!  
Szybko nadeszła odpowiedź:
A gdzie jesteś? Mogę przyjść i ci oddać, jeśli to nie za daleko.
Zaraz będę pod choinką, koło Ikefukurō-zō, w Ikebukuro. 
Ok. Już tam idę.
Izaya naciągnął kaptur na głowę, zdjął okulary i ruszył w stronę Ikefukurō-zō.



Shizuo stanął pod ogromną choinką. W ręce miał telefon. Przeczytał jeszcze raz wiadomość od właściciela rękawiczek.
Jak wyglądasz? Muszę cię rozpoznać ^.^
Zastanowił się i odpisał.
Mam czarną czapkę i kurtkę, szalik w paski,  jestem wysoki i mam w ręce torbę z zakupami. Palę papierosa.
Widzę cię~
Po chwili usłyszał głos zza siebie.
- Dobry wieczór, to ty masz moje rękawiczki? - Znał ten głos, rozpoznałby go wszędzie. Odwrócił głowę i spojrzał z góry na Izayę. Miał zaczerwienione od zimna policzki, nie miał czapki, na głowie miał kaptur z futerkiem. Więc dlatego te rękawiczki wyglądały znajomo... domyślił się Shizuo. Oczy informatora rozszerzyły się i otworzył usta, zaskoczony.
- Shizu-chan!... -wyrwało mu się - Przecież masz inną kurtkę.
Shizuo zacisnął pięści.
- Meeeendoooo.... Cooo robiiiisz w Ikeburokuro? -
- Szukam rękawiczek. - powiedział bezczelnie Izaya.
- A co one robią w Ikebukuro? - Zapytał jeszcze wścieklej blondyn.
- Ty je masz! - odkrywczo oznajmił informator. Shizuo zamierzył się pięścią. - Czekaj! Pobijesz okulary! - szybko ostrzegł Izaya.
Heiwajima zamarł.
- Okulary?! - ryknął.
- Tak, znalazłem je! - radośnie powiadomił go Izaya. - Miałem je podeptać, ale tego nie zrobiłem. Nie cieszysz się? -
Shizuo złapał go za kark i podniósł jak kociaka.
- Oddawaj je!
- Hola, hola! A moje rękawiczki? Zimno mi! - poskarżył się Izaya.
- Ja cię zaraz ogrzeje! - zagroził Shizuo, potrząsając nim.
- Czy to seksualna propozycja? - zapytał Izaya, uśmiechając się. - Okej, możesz zacząć mnie OGRZEWAĆ.
Blondyn aż go puścił z wrażenia. Co ta menda mu insynuuje?
Izaya zamiast uciekać, stał przyglądając mu się ciekawie. Wreszcie coś się dzieję! Wigilia robi się ciekawa! Pierwszy raz poczuł sympatię do Shizu-chana. Odgonił tą świąteczną nudę i do tego przyniósł mu rękawiczki... Z tej całej sympatii, postanowił oddać mu te okulary. Raz na jakiś czas może przyjść Dzień Dobroci Dla Potworów.
Wyciągnął okulary z kieszeni, przetarł je rękawem i korzystając z wciąż trwającego osłupienia Shizu-chana, włożył mu je na nos.
Shizuo poczuł zimne palce dotykające jego policzków, a potem świat przysłoniły mu ciemne szkła. Zapomniał o oddychaniu. Szok miał wypisany na twarzy.
- Zwariowałem. - oznajmił i uszczypnął się w policzek. - Zwariowałeś. - zmienił wersje.
- Zdecyduj się, Shizu-chan. - zniecierpliwił się Izaya. Zaczynało go to bawić i postanowił się pobawić dalej, jeszcze bardziej to pociągnąć. Zbliżył się do niego bardziej i stając na palcach, żeby dosięgnąć, pocałował go. Poczuł papierosy i lekki posmak alkoholu.
- Co z tym ogrzewaniem? - namiętnie wyszeptał mu w usta. Popatrzył mu w oczy i widział zaskoczenie Shizu-chana. Zaskoczenie i coś jeszcze, czego się nie spodziewał. Uśmiechnął się - Zimno mi, Shizu-chan...- Zdążył jeszcze powiedzieć, zanim objęły go ramiona Heiwajimy, i zanim stracił oddech przez brutalny pocałunek. Najpierw zamarł, ale po chwili wziął czynny udział w owej ciekawej czynności.
Gdy w końcu skończyli się całować, Izaya ledwo oddychał.
- Zwariowałeś, Shizu-chan? -
- Aha, czyli to ja... - westchnął Shizuo, zrezygnowany. - Skoro już zwariowałem, to mi wszystko jedno. - oznajmił i pocałował Izayę raz jeszcze.
- Głupi potwór. - wyzłośliwił się Izaya i wsadził mu zimne dłonie pod kurtkę, pod koszulę, przyciskając je do gołego ciała, w ramach zemsty. Nie ważne za co, sam nie wiedział. Shizuo pozwolił mu przez chwilę pogrzać dłonie w ten sposób, ale zaraz potem wyciągnął z torby rękawiczki i wręczył mu.
- Masz. Ja idę. - Ruszył w stronę domu.
- Idę z tobą Shizu-chan! -
- Jak chcesz. -
- A w domu mnie ogrzejesz? - zapytał Izaya idąc za nim.
Może jednak polubi Święta...



***

To na razie tyle, mam nadzieje, że się podobało.
Wesołych Świąt!


czwartek, 19 grudnia 2013

Przewa, jeśli o mnie chodzi.

Hej~
Przykro ale mam niewesołe wieści.
Ogłaszam przerwę świąteczno-noworoczną, która będzie trwała dopóki nie nadrobię zaległości z dyplomem. Niestety nie jestem w stanie wyrobić się z pisaniem, gdy mam tyle na głowie. Poza tym jakoś nie mam weny, nikt mnie nie kocha, nikt nie komentuje i tak dalej ;.;
 A więc Nibiru 6 pojawi się jak nadgonię, co mam nadgonić. Potem Shizaya, jeśli się nic nie zmieni.
Co do Law-chan, to najprawdopodobniej będzie publikowała dalej, nie wiem jeszcze czy co 2 tygodnie, czy co miesiąc. Jak z nią to omówię, to powiadomię.
Mimo to życzę wesołych i miłych Świąt, oraz szczęśliwego Nowego Roku.
Pozdrawiam~

czwartek, 5 grudnia 2013

Wino na czterech by Law-chan.

Hej.
Kilka informacji:
Jako, że przez jakiś czas naprawdę będę miała huk roboty, ogłaszam pewną zmianę w organizacji bloga.
Rozdziały będą publikowane w czwartki, a nie jak dotychczasowo w niedziele.
Przepraszam, że tak długo nie publikowałam, ale porypały mi się terminy.
Tyle.

Czas na opowiadanie Law-chan.
Życzymy miłego czytania.



Wino na czterech

Pewnego dnia Jasper wymyślił coś całkiem szalonego. Nie głupiego, nierozsądnego, tylko po prostu szalonego. Otóż wpadł na pomysł, aby zaprosić do nas Lawrence’a i Chrisa, którzy już się zeszli. Wiedziałem o tym od Law’a, który po rozstaniu dzwonił do mnie parę razu, żeby zapytać co słychać, choć nie wiem dlaczego. Może miał wyrzuty sumienia, że tak nagle mnie zostawił… Ale bardziej zaskoczony byłem, gdy dowiedziałem się, że Chris jest bardzo dobrym znajomym Jaspa. No tak, obaj byli artystami, całkiem sławnymi, ale nigdy jakoś nie przyszło mi do głowy, że mogą się znać.
Zacząłem protestować, bo nie chciałem jednocześnie spotkać Law’a (mojego ulubionego pisarza i dawnego partnera), Chrisa (mojego ulubionego mangaki, którego komiksy walały się po całym moim pokoju) i Jaspera (mojego ulubionego malarza, aktualnego partnera). Chyba umarłbym ze wstydu. Ale Jasp, ku mojej rozpaczy, postawił mnie przed faktem dokonanym: Law i Chris przyjeżdżali dziś wieczorem.
Krzyczałem, że chyba oszalał, zrobiłem mu niesamowitą awanturę, którą on przetrwał z perfidnym uśmiechem na ustach, a gdy skończyłem, dysząc ciężko, Jasp wstał z fotela, cmoknął mnie krótko i powiedział tylko:
- Będą o 20. Przygotuj się.
Więc nie pozostało mi nic innego, jak przez resztę dnia czekać na przyjazd moich dwóch idoli, siedząc niczym na szpilkach. Tuż przed przyjazdem nie mogłem usiedzieć na miejscu, chodziłem po pokoju w tę i z powrotem, czując jak wewnątrz mnie wzbiera coraz większa fala zdenerwowania i podekscytowania, ale gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, stanąłem jak wryty.
- Idę! – krzyknął wesołym tonem Jasper, podciągając wyżej podwinięte mankiety białej, cienkiej koszuli. Mijając mnie, puścił mi oko, a potem otworzył drzwi. Jeszcze wtedy miałem nadzieję, że to ktoś inny, ale kiedy zobaczyłem wysokiego, czarnowłosego chłopaka w towarzystwie niższego o głowę blondyna, moje złudzenia ostatecznie legły w gruzach.
- Cześć, jasp – uśmiechnął się Chris i uścisnął serdeczne Jaspera, a podczas gdy Law witał się z moim chłopakiem, przepchnął się obok nich i podszedł do mnie. – Więc to ty zajmowałeś się Law’em, gdy mnie nie było – powiedział jakimś dziwnym tonem.
Tak na marginesie, Chris był zupełnie inny, niż go sobie wyobrażałem. W mojej głowie był poważnym brunetem o niezwykle inteligentnej twarzy, skoro tak umiał wczuwać się w emocje innych ludzi i rysować tak dramatyczne, wzruszające historie, tymczasem on okazał się zwykłym, Blondwłosy chłopakiem z wesołą iskrą w oczach, jakby w życiu nie przytrafiło mu się nic złego.
- T-tak, to ja – wykrztusiłem wreszcie, oblewając się rumieńcem. – Louis Williams.
- Chris Slade. Nie spinaj się tak, ja nie gryzę – klepnął mnie w ramię. – Przynajmniej na razie…
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo właśnie podszedł Lawrence i poklepał mnie po głowie, przez co zrobiło mi się niesamowicie głupio.
- Cześć, mały – mruknął z charakterystyczną dla siebie nutą złośliwości w głosie, a ja w odpowiedzi burknąłem pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla mnie.
- No, rozbierajcie się, rozgośćcie i czujcie jak u siebie – zawołał Jasper, zamykając drzwi.
Na początku było mi trochę niezręcznie, patrząc na nich wszystkich. Law zachowywał się tak, jak zwykle, rozmawiał ze mną, czasem robił dwuznaczne uwagi, od których znów czerwieniłem się ze wstydu, a jednocześnie całował i obściskiwał Chrisa, który, mimo iż przeczytałem wszystkie jego historie i do tej chwili odnosiłem wrażenie, jakbym znał go od dawna, teraz zdawał mi się całkiem obcy. Jasper obejmował mnie ramieniem, śmiejąc się raz po raz podczas rozmowy, która między nim a Chrisem od razu rozkwitła jak jakaś egzotyczna roślina.
Ja czułem się głupio.
Rozluźnienie przyszło dopiero pół godziny później, gdy każdy z nas wypił już parę sporych lampek wina, które buzowało przyjemnie w żyłach i głowie, wprawiając w zupełnie obłędny stan. Wtedy wreszcie zacząłem śmiać się wraz z nimi, rozmawiać całkiem swobodnie i zachowywać się zupełnie na luzie.
Jasper i Lawrence poszli szukać następnej butelki wina, która podobno leżała gdzieś na dnie szafki w kuchni, a ja przesiadłem się na kanapę do Chrisa i powiedziałem nagle:
- Wiesz, niesamowicie lubię twoje komiksy. Przeczytałem chyba wszystko, co narysowałeś. Jesteś zupełnie niemożliwy.
Chris roześmiał się wesoło i zdjął bluzę; szczerze mówiąc, mi też zrobiło się gorąco. Dopiero wtedy zrozumiałem, że jego życie nie mogło być taką sielanką. Na nadgarstkach zobaczyłem wyraźne, głębokie, choć stare blizny, prawdopodobnie po samobójstwie, a na przedramionach kilka różowych zrostów, świadczących o samookaleczeniu się. Wiem, bo sam też to robiłem.
- Dzięki, cieszę się, że ci się podoba. Jest kilka komiksów, które ciągle leżą u mnie w szufladzie, więc jeśli chcesz…
- Tak! – krzyknąłem natychmiast. Chcę je przeczytać!
- Ok, podrzucę ci przez Jaspa… - mruknął, a potem sięgnął po lampkę wina.
- Mogę cię o coś spytać?
- Jasne, pytaj – odparł i wychylił kieliszek, dopijając resztkę aromatycznego wina.
- Jak poznałeś Lawrence’a?
- To bardzo proste. Chodziliśmy do jednego liceum, ale tak w sumie, to poznaliśmy się dopiero na wagarach, gdy obaj spiliśmy się razem do nieprzytomności.
- I tak po prostu zaczęliście chodzić?
- Nie. Na początku strasznie się nie lubiliśmy. Dopiero potem jakoś to przełamaliśmy, ale kiedy zaczął mi się podobać, wtedy zacząłem się wstydzić. Czułem do siebie obrzydzenie, że zakochałem się w innym chłopaku. Ale teraz nie mam już oporów. Żadnych – dodał z naciskiem, jakby dając mi coś do zrozumienia, lecz przez to wino ciężko myślałem, ale gdy położył dłoń na moim udzie, od razu zaczerwieniłem się gwałtownie. Mój drugi idol właśnie zaczyna ze mną flirtować!
- T-to dobrze – wykrztusiłem, oddychając płytko, bo tak naprawdę, chociaż Chris różnił się od moich wyobrażeń, podobał mi się.
- Jesteś przystojny, mógłbym cię narysować – mruknął i dotknął delikatnie mojego gorącego policzka. Przypomniawszy sobie jak skończyła się ostatnia próba namalowania mnie przez Jaspera, nabrałem głośno powietrza, czując mrowienie w kroczu.
- J-Jasp próbował… - wymamrotałem, gapiąc się na Chrisa.
- I chyba nawet domyślam się, jak to się skończyło – uśmiechnął się z błyskiem w oku i wymownie spojrzał na wypukłość w moich spodniach.
- No tak…
- Próbowałem tego z Lawrencem, ale wyszło dokładnie tak samo – wyszeptał rozmarzonym tonem, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do mojej. – Może z tobą mi się uda…
Przełknąłem głośno ślinę.
- Jasp i Jaw są w kuchni… - wykrztusiłem, ale nie odsunąłem się. Chyba jako jedyny miałem możliwość zaliczenia trzech swoich idoli, a raczej możliwość bycia zaliczonym przez nich.
- I co z tego? Na pewno się nie pogniewają - odpowiedział spokojnie Chris, po czym pocałował mnie, przyciągając do siebie. Kiedy zaczął penetrować wnętrze moich ust językiem, pieszcząc podniebienie oraz nabrzmiałe wargi, jęknąłem, zaciskając palce na jego koszulce na plecach. Drżałem na całym ciele, coraz bardziej podniecony. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, rozgorączkowane, a spodnie zaczęły nieznośnie cisnąć.
- Spójrz, chłopcy zaczęli bawić się bez nas – rzucił wesoło Jasp, który właśnie wkroczył do pokoju, trzymając butelkę w cholerę drogiego wina, a ja zamarłem w ramionach Chrisa.
- Ja im zaraz dam zabawę – odparł na to Law z groźbą w głosie, a ja miałem wrażenie, że zaraz wyciągnie pasek ze spodni i zacznie nas obu lać gdzie popadnie.
Wiedziałem, że tak będzie…
Ale gdy tak stali obok siebie, młodzi, przystojni, lekko pijani i jakże zmysłowi, zdawali mi się jeszcze bardziej pociągający niż zwykle, dlatego spodnie zaczęły jeszcze bardziej uciskać moją męskość i nagle zapragnąłem, aby mnie wzięli, wszyscy trzej.
Opadłem na oparcie kanapy, dysząc, gdy Chris odsunął się ode mnie i powiedział:
- Och, Law, nie bądź zły. Ja się tylko z nim zaprzyjaźniam. Wypadałoby poznać twojego kochanka.
- Ty jesteś moim kochankiem – odparł cicho Lawrence, a potem podszedł do stolika i dopił swoje wino, natomiast Jasp otworzył butelkę korkociągiem, którego mechanizmu nigdy nie pojąłem, i na nowo napełnił każdy z kieliszków. Nie odezwał się ani słowem, ale patrzył na mnie z dziwnym, perwersyjnym uśmiechem czającym się na jego ponętnych wargach. Podczas gdy on usiadł za mną na kanapie i zaczął pieścić delikatnie moją skórę, podgryzając ucho i liżąc szyję, Lawrence podszedł do Chrisa i usiadł na nim okrakiem.
- Patrz teraz – wyszeptał Jasp wprost do mojego ucha, głaskając mój brzuch.
- Podaj mi wino – rozkazał władczym tonem Chris, wyciągając obie dłonie w kierunku swojego kieliszka, ale Law bez słowa złapał go za nadgarstki i przycisnął je do oparcia kanapy nad jego głową, a drugą dłonią rozpiął swoje wąskie jeansy iprzysunął biodra do twarzy Chrisa.
- Wino dostaniesz, jak zasłużysz – odparł znacząco, a Chris po chwili mierzenia nieugiętym wzrokiem Lawrence’a, wziął do ust jego wielki, pulsujący penis, jakby robił mu tym łaskę. Obaj wyglądali tak podniecająco, że jęknąłem, nie mogąc się opanować. Kiedy Chris zaczął mu obciągać, Jasp z kolei zaczął stymulować mój członek szybkimi, posuwistymi ruchami, drugą dłonią pieszcząc moje sutki.
Law puścił nadgarstki Chrisa, a ten złapał jego męskość obiema dłońmi, wyjmując z ust. Pieścił ją energicznie palcami, aż w końcu objął wargami tylko żołądź i zassał mocno. Law odchylił głowę w tył z gardłowym westchnieniem i pchnął mocno biodra, a ja jęknąłem na cały głos, przywierając do Jaspera plecami i drżąc z rozkoszy. Czułem, że lada chwila dojdę. Gdy wstrząsany dreszczami poderwałem się w górę, zrobiło mi się ciemno przed oczami, a kiedy po chwili ocknąłem się, Law i Chris całowali się zachłannie.
- Zasłużyłeś na więcej, niż wino – wyszczerzył się Law, podając Chrisowi upragniony kieliszek z czerwonym, pachnącym napojem, który blondyn zaczął łapczywie pić.
- Co powiecie, abyśmy poszli do sypialni? – zaproponował Jasper z niemałym entuzjazmem, a potem wstał, ciągnąć mnie za rękę. Przechodząc obok Lawrence’a, zaplątał palce w jego długie włosy i powiedział:
- Law, mam ochotę cię przelecieć.
I pocałował go namiętnie. Gdy oderwali się do siebie, Law parsknął głośnym, kpiącym śmiechem.
- Uważaj, żebym ja ciebie nie przeleciał, Jasp – mruknął przez zęby, mocno akcentując jego imię, a gdy Jasper pociągnął mnie do swojego pokoju, Law ciągle patrzył, jak Chris pije wino, niczym pustelnik, który właśnie znalazł oazę. Kiedy skończył jeden kieliszek, Law napełnił go ponownie i wziął swój, a potem lekko stuknęli się szkiełkami i wypili jednocześnie.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ja nigdy nie byłem dla Lawrence’a taki ważny. Nigdy nie okazywał mi czułości, nigdy nie drażnił się ze mną w taki zabawny sposób, jak podczas wcześniejszej rozmowy z Chrisem, ani nie patrzył na mnie z takim oddaniem. Byłem zastępstwem za Chrisa, gdy go nie było…
Zabolało, chociaż miałem teraz Jaspera. Zabolało, jakby ktoś właśnie wbił drzazgę w czuły punkt mojego serca…
Gdy całowałem się z Jasperem, z salonu usłyszałem przerywane śmiechem:
- Law, trzymaj mnie, chyba się upiłem!
- Masz łeb jak dziewczyna! – roześmiał się na to Lawrence, a potem któryś z nich zawadził o stolik, bo usłyszałem szczęk szkła i kapanie wina na podłogę, ale Chris i Law wybuchli śmiechem. – Louie! Twoje wino poszło w pizdu! – krzyknął rozbawiony Law, po czym zwrócił się do Chrisa: - Chodź, królewno. Lepiej, jak cię zaniosę.
- Raczej królewiczu! Czekaj, butelka! – odkrzyknął Chris, a po chwili dodał walecznym tonem, niczym rycerz ruszający w bój: - W drogę, mój dzielny rumaku!
Gdy słuchałem tego wszystkiego, nawet nie zorientowałem się, że Jasp rozebrał mnie do bokserek, które uwierały moją na nowo nabrzmiałą męskość. Złożywszy na moich ustach czuły pocałunek, uśmiechnął się do mnie, ześlizgując z łóżka na podłogę i uklęknął między moimi nogami, a potem trzymając moje drżące, naprężone uda, zaczął ssać lekko mój członek przez materiał bokserek. Jęknąłem, opadając płasko na plecy i złapałem za głowę, wsuwając palce w jego rozczochrane włosy. Tymczasem Lawrence wpadł do pokoju z Chrisem na rękach, który ściskał butelkę wina i śmiał się jak szaleniec. Chris przechylił butelkę, ale Law odebrał mu się i odstawił na podłogę, mówiąc:
- Tobie na dziś już wystarczy.
I rzucił go na łóżko, które stało na skraju wytrzymałości, później uklęknął między jego szeroko rozsuniętymi nogami, całując go zachłannie. Obaj pośpiesznie ściągali z siebie ubrania, spragnieni siebie nawzajem, podczas gdy Jasper obciągnął moje bokserki do kolan i zaczął szybko pieścić mnie ustami, przez co wygiąłem się, oddychając spazmatycznie przez szeroko otwarte usta, z których co chwila wyrywały mi się głośnie, bezwstydne jęki.
Kiedy doszedłem, spuszczając się Jaspowi na twarz, leżałem przez chwilę z zamkniętymi oczami, ogarnięty błogim uczuciem tuż po orgazmie, a gdy uchyliłem powieki, spojrzałem na Jaspa, który oblizując palce patrzył na Chrisa i Law’a. Lawrence trzymał mocno za biodra Chrisa, który wspierając się jedną ręką o ramę łóżka, a drugą o brzuch Law’a, nabijał się na niego ostrożnie. Gdy członek Lawrence’a do połowy zagłębił się w jego wejściu, Chris jęknął żałośnie, zastygając bez ruchu.
To właśnie moi bogowie. Tacy byli, gdy nikt nie patrzył…
Mój komiksowy guru opadł do końca, a władca książek bezlitośnie docisnął biodra ostrym pchnięciem, przez co blondyn wygiął się konwulsyjnie, z krzykiem odrzucając głowę w tył.
- Spokojnie – szepnął Law, masując jego chude uda, a kiedy zaczął pobudzać jego członek, Chris opuścił głowę, otwierając oczy i uniósł się. Opadając, znów jęknął, ale tym razem z uwielbieniem, później zaczął energicznie szarpać biodrami.
Moi bogowie byli wspaniali…
Chwilę potem ja także kochałem się z Jasperem, który był podniecony jak nigdy. Miałem wrażenie, że za moment rozerwie mnie na strzępy, ale jednocześnie chciałem tego i ogarnięty ekstazą krzyczałem o więcej. Kilka minut później leżałem, tuląc twarz do poduszki; czułem jak gorąca sperma wypływa ze mnie i spływa po udach na prześcieradło.
- Spójrz na niego, Panty – szepnął rozbawiony Law, odgarniając Chrisowi włosy ze spoconej, ale rozpromienionej twarzy. - Jasp, coś ty z nim zrobił? Z takim chucherkiem trzeba delikatnie.
- To może twoje chucherko pokaże jak zająć się moim chucherkiem i przy okazji dokończą zabawę? – zasugerował spokojnie Jasper, a potem pociągnął kilka dużych łyków z butelki, którą Law zostawił koło łóżka.
- Co ty na to, Chris? – spytał ciemnowłosy bóg, z czułością przeczesując blond włosy uległego guru.
- Bardzo chętnie – uśmiechnął się Chris i pocałował Lawrence’a w usta, a potem zszedł z niego; zobaczyłem jak po jego udach także zaczyna spływać nasienie. Gdy zbliżył się do mnie, wcisnąłem się w poduszkę, dysząc. Jeszcze przed chwilą miałem ochotę na seks z nim – teraz trochę się bałem.
- No już, rozluźnij się – szepnął łagodnie i pocałował delikatnie moje spierzchnięte usta, jakbym zaraz miał się pod nim rozpaść na strzępy. Usiadł mi na brzuchu, masując zmysłowo mój tors, a ja zaczerwieniłem się niczym burak, gdy zobaczyłem przed sobą jego jeszcze wilgotne od potu ciało; przesunąłem wzrokiem przez jego klatkę piersiową i brzuch, a potem wbiłem wzrok w krótkie, kręcone włoski i sporą męskość.
- Czekaj, mam pomysł – szepnął mi dyskretnie w ucho, kładąc się obok mnie, po czym tym samym wyniosłym tonem, który wcześniej żądał od Lawrence’a wina, powiedział: - Nie zrobimy tego na sucho, musicie nas podniecić.
- A to ci kaprys – Law uniósł brew, krzyżując ręce na piersi, a później wziął od Jaspera wino i upił kilka łyków.
- Ciekawy – roześmiał się na to Jasp i odebrał Lawrence’owi butelkę, całując go mocno. Strużka purpurowego wina spłynęła po brodzie czarnowłosego, który naparł mocno na mojego blondyna, a on opadł posłusznie na plecy, wpuszczając Law’a między szeroko rozsunięte nogi. Całowali się zachłannie, nawzajem piszcząc się intensywnie, ocierając się o siebie, czasami doprowadzając do jęku. Zerknąłem na Chrisa, który patrzył na nich z uśmiechem, gładząc dłońmi wewnętrzne strony ud, natomiast ja i bez tego czułem coraz większe podniecenie. Jasp wczepił kurczowo palce we włosy Law’a, wpijając się w jego usta, a po chwili gwałtownie docisnął biodra do jego podbrzusza i cały wyprężył się z jękiem. Lawrence oderwał się do jego ust i uśmiechnął się, chichocząc bezgłośnie i bezwstydnie. Kiedy uniósł się na wyprostowanych rękach, z jego brzucha zaczęła kapać sperma Jaspa na skórę właściciela.
- Szmata - rzucił mu Lawrence prosto w twarz pogardliwym tonem, a on chyba po raz pierwszy poczuł się poniżony. Widziałem wstyd wypisany na jego twarzy.
Nie wiem dlaczego tak zareagował, ani dlaczego chwilę później wybiegł do łazienki, starając się ukryć twarz za zasłoną włosów, ale czułem, że coś jest nie tak… Lawrence wybuchł niemal okrutnym śmiechem i zdrowo pociągnął z butelki, a koleje purpurowe, aromatyczne strużki spłynęły mu po brodzie i skapnęły na nieskazitelnie białe prześcieradło.
- I jak tam ta wasza zabawa? – spytał, ocierając usta wierzchem dłoni. – Panty, miałeś się nim zająć.
- Nie musiałeś tego mówić, Law – odparł na to Chris poważniejszym tonem, ale pisarz tylko wzruszył ramionami i mruknął:
- Zaraz mu przejdzie, zobaczysz. No! – klasnął w dłonie. – Zaczynajcie, panowie ulegli! Teraz ja chcę popatrzeć.
Zaniepokojony, zerknąłem w stronę łazienki, po czym pocałowałem Chrisa, który od razu sięgnął między moje nogi i zaczął mnie stopniowo przygotowywać. Już gdy wsunął pierwszy palec, prawie przestałem oddychać, spinając się, więc gdyby nie wcześniejszy stosunek z Jasperem, chyba umarłbym z bólu. Objąłem Chrisa nogami w pasie, a kiedy wszedł we mnie, dociskałem łydkami jego biodra tak długo, dopóki nie wsunął się cały, już przy pierwszym pchnięciu drażniąc mój wrażliwy punkt. Później trwaliśmy dłuższy moment bez ruchu, patrząc sobie w oczy, a Chris pogładził mnie po policzku i odgarnął włosy ze spoconego czoła.
- Jasp, pośpiesz się, bo wszystko przegapisz! – krzyknął Lawrence, a ja poczułem się jak przedmiot, jak dziwka… choć wiedziałem, że Law nie chciał źle dla żadnego z nas. Kiedy jednak Jasp dalej się nie pojawiał, Lawrence wstał, pocałował nas obu w policzki z cichym „Zaraz wracam” i wyszedł do łazienki. Podczas gdy rozmawiali niemal niedosłyszalnie, przez co docierały do mnie jedynie ich stłumione głosy, znów spojrzałem na Chrisa, który gapił się na mnie.
- Nie… nie wiedziałem, że kiedyś pójdę z tobą do łóżka – szepnąłem i przesunąłem dłonią po jego brzuchu, aż dosięgnąłem krocza i dotknąłem nasady jego penisa, który cały czas uwierał moją prostatę.
- Ja też – uśmiechnął się lekko Chris i odgarnął z mojego czoła włosy, które znów opadły. Gdy ujął moją twarz w dłonie, pocałował mnie czule, liżąc moje wyschnięte wargi, po czym wycofał się aż do żołędzi i płynnym ruchem wsunął ponownie, naciskając na mój wrażliwy punkt. Stęknąłem przeciągle w jego w usta w momencie, kiedy Jasp wrócił do pokoju delikatnie całowany przez Lawrence’a , który obejmował go w pasie.
- I znowu zaczęli bez nas – jęknął niby rozżalony Jasp, przytrzymując Law’a za nadęte dziecinnie policzki.
- Bo się obraziłeś, jak panienka – burknął Law, a ja, mimo zamkniętych oczu i dreszczy rozkoszy, które niemal mnie obezwładniały, wiedziałem, że Jasper i Lawrence przyglądają się nam, przytuleni do siebie czule. Podczas gdy oni zaczęli się pieścić, Chris raz po raz trafiał w moją prostatę, a ja krzyczałem, czując, że dochodzę. Trysnąłem równocześnie z Chrisem, który skończył we mnie, później wtuleni w siebie przyglądaliśmy się, jak chłopaki z różnicą kilku sekund spuszczają się na siebie nawzajem.
Chris wyszedł ze mnie, z westchnieniem opadając na prześcieradło i ziewnął przeciągle.
- Chodźmy spać – mruknął, układając się wygodnie, a Lawrence, cmoknąwszy Jaspera w usta, wszedł na łóżko i objął go, także układając się do snu. Chris ułożył mu głowę na piersi i z błogim uśmiechem zamknął oczy. Mój prywatny artysta położył się obok mnie, przyciągnął do siebie, zabawnie mierzwiąc mi włosy, a po chwili wszyscy czterej zasnęliśmy głęboko, zmęczeni, pijani, ale zaspokojeni i szczęśliwi.
To bardzo przyjemnie, spędzić wieczór ze swoimi trzema największymi idolami przy kilku lampkach wina…