Hej wszystkim.
Najpierw ogłoszenie.
Law-chan postanowiła się wycofać, miejmy nadzieję, że tylko chwilowo... Szkoda... Ja na przykład uwielbiam jej historie i było mi miło, że publikowała je na tym blogu... Ale no cóż...
A teraz, mam nadzieję, lepsza wiadomość...
A więc...
Ehemmmm...
Przedstawiam z dawna oczekiwaną dalszą część Shizayi.
Tu fabuła jest duuuużo bardziej rozwinięta, to dopiero prolog, nie wiem kiedy będzie dalej, ale będzie XD. No wiecie, mam mnóstwo roboty.
Miłego czytania i prrrrroooooszę o komentarze :P
Father's Game
Prolog
Yagiri Namie niechętnie weszła do biura. Niemal od razu usłyszała Izayę. Czasem był jak rozpieszczony dzieciak, głośny i nie do wytrzymania. Weszła w głąb pomieszczenia i ujrzała go, siedział na swoim fotelu, kręcąc się na nim w kółko, krzycząc coś, pozornie bez ładu i bez składu, ale wiedziała, że dla niego ma to jakiś sens, nieuchwytny dla niej.
- Matkaaaaaa!... - krzyczał Izaya Orihara z wyrazem maniakalnej ekstazy na twarzy. - Skoro jest Matka, musi być i Ojciec! Ojcze Nasz, któryś jest w niebie, czemuś ty jest! Hahahahaha! - Zatrzymał się nagle w miejscu, w jednej chwili zupełnie poważny z oczami płonącymi szaleństwem. - Nigdy, wspaniały Ojcze, nigdy nie będę ci posłuszny. Nie będziesz kierował moim przeznaczeniem, nie stanę się taki, jaki chcesz. To ja zwyciężę! Pokonam mojego wroga!
Zerwał się z fotela, wyciągnął z szuflady czystą, biała kartkę i położył na biurku, a na niej losowo poustawiał wiele pionków od szachów, jedynie pionków, z róznych zestawów. Po chwili usiadł i z zamyśleniem wziął do ręki dwóch królów, czarnego i białego. Przez chwilę obracał nimi w dłoniach.
- Namie-san! - zawołał, udowadniając, że zauważył swoją pracownicę. - Daj mi swój czerwony lakier do paznokci. - Gdy dostał czego chciał, ochlapał białego króla czerwienią; wyglądał teraz jak splamiony krwią. Postawił oba króle na kartce, w dwóch przeciwnych rogach.
- Czas na wojnę. - powiedział. - A teraz... Kto stanie się sprzymierzeńcem a kto wrogiem? -
Shizuo Heiwajima wściekle wpatrywał się w dłużnika. Z jego gardła wydobywał się warkot, papieros już dawno leżał zgnieciony na chodniku. Jego lewa dłoń była wczepiona w kołnierz mężczyzny, prawa szykowała się do ciosu, po którym jego ofiara wyląduje w szpitalu na co najmniej dwa miesiące i do końca życia bedzie jadła papki z powodu braków w uzębieniu.
- Spokojnie, Shizuo... - próbował go uspokoić Tom. - Ten pan już jest grzeczny, zaraz zapłaci...-
- A-ale ja nie mam p-p-pieniędzy... - wyjąkał mężczyzna, wykazując się zerowym wyczuciem chwili i niemal od razu zaliczył bliskie spotkanie ze ścianą budynku, po drugiej stronie ulicy.
- AKURAT TO MNIE GÓWNO OBCHODZI! - wyryczał Shizuo. - POPLAMIŁEŚ MI MANKIET KOSZULI SWOJĄ ŚMIERDZĄCĄ KRWIĄ!
- Shizuo, idziemy stąd. - wyjęczał zrezygnowany Tanaka. - Chodźmy już coś zjeść... -
Shizuo momentalnie uspokoił się i ruszył za Tomem.
- Chodźmy na ramen. - mruknął cicho. - Wszystko, byle nie Rosyjskie Sushi i ootoro. -
Tom spojrzał na niego ze zrozumieniem. Te rzeczy momentalnie kojarzyły się z Izayą, a Shizuo na Izayę regował automatyczną, wściekła nienawiścią. Chociaż ostatnio coś się zmieniło. Shizuo unikał tematu Orihary jak mógł, gdy się zamyślał wyglądał na strapionego i wściekał się częściej na postronnych, którzy jakoś mu się Izayowo skojarzyli. To znaczy, inaczej wściekał się na postronnych, którzy jakoś mu się Izayowo skojarzyli... Różnica polegała na tym, że wcześniej atakował ich, a potem, gdy już zrozumiał, że z Izayą nie mają nic wspólnego, zostawiał ich. A teraz, widząc kogoś takiego, stawał jak słup soli i gapił się na niego ze zmarszczonymi brwiami, a , gdy już zrozumiał, że z Izayą nie ma nic wspólnego, atakował go za to, że śmiał mu się z Oriharą skojarzyć.
Zaczeło się to jakiś miesiąc temu, gdy brat Shizuo został zaatakowany i trafił do szpitala. Tom był pewien, że to sprawka Izayi, ale Heiwajima, nie wiadomo jak, odnalazł innych sprawców i wysłał ich do szpitala, z obrażeniami wiele razy gorszymi, niż te które otrzymał Kasuka.
Ciekawe, co się stało... zastanawiał się Tom. Wygląda to tak, jakby coś między nimi zaszło...
Izaya od tamtego czasu, nie pojawił się w Ikebukuro nawet raz.
Erika Karisawa stała w dziale yaoi, opuszczona nawet przez najlepszego przyjaciela, ba nawet bliżej niż przyjaciela, który nie przepadał, delikatnie mówiąc za tym gatunkiem i poszedł do działu shoujo. Westchnęła i odstawiła na półkę mange o wiele mówiącym tytule 'Love Stage' i wyruszyła na poszukiwania Yumasakiego.
Dział shoujo, ku zaskoczeniu Eriki był zupełnie pusty. Po chwili to dziwne zjawisko wyjaśniło się, gdy podszedł do niej pracownik i powiedział, że juz zamykają. Dopiero wtedy Erika odkryła, że siedziała w dziale yaoi ponad trzy godziny. Yumasakiego musieli już wyprosić i pewnie czekał na nią biedny przed sklepem. Wypadła ze sklepu krzycząc:
- Już jestem Yumaaasakiiiii...! - i stanęła jak wryta. Yumasakiego nie było. Na pewno jej szuka, biedaczek! Pobiegła przed siebie, wykrzykując jego imię. Nagle zauważyła mrugające światło z karetki pogotowia w jednej z uliczek.
Sama nie wiedziała dlaczego podeszła.
Zobaczyła dwóch sanitariuszy wnoszących kogoś do pojazdu. Zobaczyła znajomą bluzę, teraz pochlapaną krwią.
- Yu..Yumasaki... - wyjąkała i poczuła łzy napływające do oczu.
I pierwszy raz w życiu zemdlała.
Celty Sturluson jechała przez miasto, gdy minęła ją jadąca na sygnale karetka. Tknięta dziwnym przeczuciem obejrzała się i spojrzała na nią przez ramię. Po chwili wzruszyła ramionami. Zwykła karetka, nie ma co się patrzyć. Chociaż odkąd wyjaśniła się sprawa Nożownika, dużo mniej widziało się ich na mieście. Zamyślona, kątem oka zobaczyła coś.
Zjechała na pobocze.
W mroku ciemnej uliczki, nie oświetlonej światłem latarni, dostrzegła ciemną postać, patrzącą za karetką. Izaya? zastanowiła się, ale po chwili zauważyła, że ta osoba jest wyższa i nieco jakby szersza w ramionach. Nagle osoba odwróciła się w jej stronę, nie widziała twarzy, ale teraz na pewno stwierdziła, że to mężczyzna.
Nagle podniósł rękę i pomachał jej. Zasłoniło go kilkoro przechodzących ludzi i gdy odeszli, mężczyzny już nie było.
Popatrzyła w stronę w która pojechała karetka.
Zawróciła i pojechała za nią.
Ryuugamine Mikado wracał z zakupów i nagle rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na niego. Nowy post na Dollarach. Nie znał nicku nadawcy, ale to nic dziwnego. Od dawna nie znał wszystkich ludzi w jego grupie.
Post składał się z jedynie krótkiej wiadomości:
'Koniec nastąpi za 30 dni :)'