sobota, 4 kwietnia 2015
Nibiru 7
Hej.
Wreszcie udało mi się dokończyć rozdział, który z braku czasu i często również środków, pisałam pół roku.
Miałam ciężki przypadek braku weny, a do tego trudne jest życie studenta, zwłaszcza z komputerem, który chyba naprawdę lubi się buntować. Cóż, w tym miesiącu powinnam go wreszcie naprawić i uporządkować swoje sprawy.
Tak, czy siak - skończyłam.
Do końca opowiadania jeszcze dużo, dużo, zwłaszcza, że jakoś je lubię.
A, i z góry mówię - nawet jeśli długo mnie nie ma, nie zamierzam porzucać bloga, po prostu mam swoje gorsze i lepsze okresy, jak każdy. Nie zniechęcajcie się więc, proszę :>
Rozdział ten dedykuję Zuzi Żychalak, która dzielnie czyta i komentuje moje wypocinki ^^ szczerze przepraszam, że trzeba było tak długo czekać!
Życzę miłego czytania~
Nibiru cz. 7
Po spalonej równinie rozniósł się gardłowy warkot motocykla i ochrypłe od krzyku głosy mężczyzn. Po chwili jeszcze kilka maszyn dołączyło do ryku. Ludzkie krzyki stały się głośniejsze. Uniosła się chmura pyłu.
Nibiru stał na ogromnym głazie, wręcz skale, przechylając głowę i zaciekawieniem wpatrując się w tamtą stronę. Chmura powiększała się i zbliżała.
- Co to? - zapytał z zaciekawieniem, zerkając w dół na Satoshiego, który stał pod kamieniem i patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie wiem. - burknął. - Brzmi jak motory, ale dziwi mnie to, ponieważ paliwa nie ma już od dawna. - Spojrzał na niego ze złością. - Kiedy wreszcie stamtąd zejdziesz? Wolałbym, żeby nic cię nie zauważyło! - odwrócił się i odszedł kilka kroków, czując się... źle. Wybitnie źle.
Kilka dni temu - wciąż czuł się dziwnie, nawet tylko o tym myśląc - przespał się z Nibiru. Facetem. Na dodatek, co w świetle ostatnich wydarzeń było dość jasne, nie do końca człowiekiem. Właściwie Satoshi zastanawiał się czy mężczyzna ma w sobie choć odrobinę ludzkiej krwi. Nic na to nie wskazywało. Na razie wyglądało na to, że jest on czymś w rodzaju bóstwa. Wyjątkowo silnego i morderczego. Sam Nibiru próby określania go w ten sposób, czy - co gorsza - objawy jakiegokolwiek kultu przyjmował z wyjątkową irytacją, tłumacząc, że bogowie nie istnieją, a ewentualnych wyznawców określał mianem idiotów. Jeśli więc był bóstwem, to niewątpliwie ateistycznym, co zakrawało na pewnego rodzaju paradoks. Sama idea religii wzbudzała w nim niechęć.
Chłopak w jego towarzystwie czuł się niepewnie, bo choć od tamtego czasu mężczyzna nie próbował w żaden sposób przystawiać się do niego, to jednak często wyczuwał na sobie jego uważne spojrzenie, które sprawiało, że zaczynał się jąkać i czerwienić. Czasami miał wrażenie, że Nibiru po prostu bawi jego zachowanie. Ale nade wszystko w takich momentach bał się zerknąć na niego i napotkać jego wzrok. Nie miał pojęcia, jaki wyraz mogą mieć wtedy jego oczy i to go przerażało.
A to wszystko prowadziło do tego, że za wiele się nie odzywał, chodził wiecznie zestresowany, a między nimi panowała pełna napięcia cisza. Nibiru zdawał sobie nic z tego nie robić, jedynie śledził pełnymi zaciekawienia i rozbawienia ruchy chłopaka, powodując u niego stany lękowe, gdy tylko czerwień jego tęczówek zabłysła nieco mocniej.
Satoshi był zły na siebie.
Chciałby móc zachowywać się normalnie. Miał wrażenie, że to wszystko go osłabia.
Miał ochotę opaść na kolana na suchą ziemię i wyć ze frustracji. Na dodatek jego kot znikł rano i dotąd nie wrócił. Zamknął oczy i pomasował palcami czoło. Po chwili usłyszał ciche stąpniecie obok siebie i kroki.
- Źle się czujesz? - usłyszał obok siebie głos Nibiru i poczuł jego wzrok na sobie. Tak, miał ochotę krzyknąć, tak, źle się czuję, z tobą, z tą całą sytuacją, nie mogę znieść tego jak na mnie patrzysz! Ale milczał.
- Dobrze. - wydusił z siebie. Poczuł, że mężczyzna odwraca wzrok i dopiero odważył się otworzyć oczy. Nibiru patrzył na głaz. Nagle spojrzał na niego i złapał jego spojrzenie. Chłopak cofnął się, ale nie potrafił zerwać kontaktu wzrokowego.
Mężczyzna przechylił głowę, badawczo wpatrując mu się w oczy.
- Żałujesz? - zapytał.
- Cz...czego? - wyjąkał, zwilżając usta chłopak.
- Wiesz. - Nibiru zmrużył czerwone oczy.
Satoshi zagryzł wargi. Sęk w tym, że on sam nie wiedział co czuje w tej sprawie. Nie wiedział co o tym wszystkim sądzić, a jego towarzysz, mimo wszystko wciąż wzbudzał w nim strach. Zwłaszcza te momenty, gdy jego oczy przybierały ten głodny wyraz. Bał się, gdy tak patrzył na niego.
- Nie o to chodzi. - w końcu odpowiedział.
- A o co? -
Dobre pytanie.
Od odpowiedzi na nie wybawił chłopaka zbliżający się warkot motocyklów. Nibiru wykrzywił wargi w niezadowolonym grymasie i odwrócił wzrok, wyzwalając chłopaka spod swojego spojrzenia. Satoshi poczuł, że ma miękkie kolana i opadł na suchą ziemię. Co on mi robił, zastanowił się, czemu jestem taki osłabiony?
W tym momencie zza głazu wypadło na nich stado motocyklistów. Gdy ich zauważyli, zatrzymali się gwałtownie, wznosząc chmury pyłu. Chłopak zerwał się na nogi. Zakręciło mu się w głowie i znów by upadł, gdyby Nibiru nie złapał go za ramię. Zrobiło mu się nieco głupio. W sumie, jaki straszny by nie był, ciemnowłosy nigdy nie zrobił mu krzywdy, wręcz przeciwnie - cały czas go chronił. No tylko raz się z nim przespał, ale nie wbrew jego woli. Zaczerwienił się lekko.
- Proszę, proszę... - odezwał się jeden z motocyklistów. Wielki i włochaty, prawie w ogóle nie przypominał człowieka. Do tego był gruby i śmierdział, chłopak czuł nawet z takiej odległości. Właściwie to wszyscy śmierdzieli. - Ludzie na takim pustkowiu...
- Przeszkadzacie. - burknął z niezadowoleniem Nibiru, stając między nimi i chłopakiem. Marszczył nos z obrzydzoną miną.
No tak, miał dużo lepszy węch od Satoshi'ego.
- Idźcie sobie stąd. - rozkazał mężczyzna. - Albo zginiecie.
- Nibiru! - wystraszył się chłopak. - Przestań! Nie możesz ich tak po prostu zabić! Nic ci nie zrobili. - jeszcze, dodał w myślach, mając głupią nadzieję, że obcy wykażą się odrobiną rozsądku i nie sprowokują bójki.
- Ale śmierdzą! - warknął Nibiru ze złością.
- Co powiedziałeś śmieciu?! - ryknął włochaty, czerwieniejąc gwałtownie. Reszta jego kamratów zsiadła z motorów i wyciągnęła broń. W większości noże, ale znalazło się kilka pałek.
- Prawdę. - Nibiru teatralnie zatkał nos. Satoshi jęknął.
Nie spodziewał się, że to Nibiru będzie ich prowokował, ale najwyraźniej chciał wykorzystać okazję do wyładowania agresji.
Włochaty olbrzym zaryczał i zeskoczył z motocykla, całkiem szybko biegnąc w stronę Nibiru, w którego dłoni zmaterializował się czarny miecz.
- Stop! - wrzasnął Satoshi wkraczając między nich. Co dziwne, coś to dało. Nibiru zatrzymał się w połowie ruchu, patrząc z zaskoczeniem, a motocykliści wytrzeszczyli oczy. - Opanuj się! - wywarczał w stronę swojego towarzysza. Nibiru wzruszył ramionami, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Chłopak urwał, zbity z tropu, zerknął na niego pytająco.
- Nie przeszkadzaj sobie, krzycz na mnie dalej. - Nibiru machnął dłonią w przyzwalającym geście. Miecz zniknął. - Nie przerywaj. -
- Hę? - niezbyt inteligentnie odezwał się Satoshi.
- No co? Przynajmniej się do mnie odzywasz, a nie zachowujesz się jak wystraszona mysz. - objaśnił Nibiru. - Wolę żebyś krzyczał. Mogę ich nawet pozabijać... - Wzruszył ramionami. Chłopakowi zrobiło się głupio.
W sumie, jakby nie patrzeć, Nibiru może i nie był człowiekiem, miał z lekka przerażające cechy, ale nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Ba, przez większość czasu zachowywał się całkiem przyjaźnie, a nawet opiekuńczo wobec chłopaka.
- Co się tu dzieje, do cholery?! - nagle postanowił zgłosić swoje obiekcje włochaty i chyba tylko po to by w jakiś sposób zaakcentować swoje słowa, złapał zupełnie niespodziewającego się tego Satoshiego za szyję. Nibiru zmrużył oczy, które zabłysły złowrogim światłem.
- Lepiej mnie puść... - Pełen złych przeczuć Satoshi postanowił udzielić olbrzymowi przyjacielskiej rady, ale ten jedynie zacisnął mocniej palce na jego gardle. Chłopak zacharczał. Zaczynało mu brakować powietrza.
Z gardła Nibiru wyrwał się nieprzyjemny warkot. Sprężył się jak do skoku.
- Nie zbliżaj się bo ukręcę mu główkę, jak kurczakowi. - zagroził motocyklista, potrząsając chłopakiem jak kociakiem i aż sapnął, gdy Nibiru pojawił się tuż przed nim wbijając mu rękę w brzuch. Uścisk na szyi Satoshi'ego zelżał i chłopak wyrwał się, chwiejnie odsuwając się na kilka kroków. Jęknął łapiąc się za gardło.
Nibiru zlustrował go szybkim spojrzeniem i wbił wściekły wzrok w olbrzyma. Odsunął się odrobinę i chwycił go za gardło, a Satoshi zdał sobie sprawę, iż mimo że jego towarzysz był szczuplejszy i smuklejszy, to jednak nie był dużo niższy od włochatego. A na pewno był silniejszy niż na to wyglądał, gdyż właśnie uniósł motocyklistę na wyciągniętej ręce kilka centymetrów nad ziemię.
A potem nim rzucił.
Potężny mężczyzna z hukiem uderzył o głaz. Jego kamraci spojrzeli po sobie, dopadli motorów i odjechali w znacznym pośpiechu pozostawiając za sobą chmarę pyłu.
Nibiru podszedł do leżącego mężczyzny, z mieczem w dłoni.
- Przestań! - wykrztusił Satoshi.
- Chciał cię zabić. - Czerwone tęczówki skierowały się na niego. Nie było w nich litości, jedynie ... niezrouzmienie.
- Nie zabiłby... - Satoshi podciągnął rękaw bluzy, pokazując mu nóż. - Mogłem rozpruć mu brzuch.
- Więc czemu tego nie zrobiłeś? - Nibiru przekrzywił głowę.
- Nie lubię zabijać bez potrzeby. - niechętnie wyjaśnił chłopak. Mężczyzna roześmiał się.
- Wolałbyś, żeby cię udusił? -
Satoshi wzruszył ramionami.
- Nigdy nic nie wiadomo, ja jeszcze nie umierałem, a może jednak coś by go powstrzymało...
Nibiru znalazł się tuż przed nim.
Chłopak zagapił się w z wolna gasnący blask zbliżających się czerwonych oczu...
Usta owiał mu oddech, a potem poczuł na nich ciepłe muśniecie obcych warg, delikatne i miękkie...
A potem Nibiru się odsunął.
Dopiero po chwili Satoshi zdał sobie sprawę, że nie oddycha i wziął drżący haust powietrza.
- Następnym razem nie czekaj. - szepnął mężczyzna. - Denerwuje mnie to.
Chłopak skupił na nim wzrok. Dopiero po chwili dotarły do niego jego słowa. Zatkało go.
Czyżby...
Martwił się...?
Och.
Nibiru trącił stopą włochatego.
- Niech sobie leży. - oznajmił.
Podszedł do motora olbrzyma. Maszyna była wielka, czarna, o grubych oponach, zupełnie inna niż te do których przyzwyczaił się Satoshi. Działała też pewnie na innych zasadach. Powierzchnie na bokach, wyglądały jak baterie słoneczne, co wiele by wyjaśniało.
Mężczyzna z zaciekawieniem przesunął palcami po kierownicy pojazdu. Wyraźnie mu się podobał.
- Mogę to sobie wziąć?
Chłopak dopiero teraz ocknął.
- Czemu... Czemu nie. - mruknął cicho, odwracając głowę i czując rumieniec wpływający z wolna na jego policzki.
Zerknął na Nibiru i został niemal olśniony przez jego uśmiech.
- A będziesz umiał na nim jeździć? - zapytał, nagle zdając sobie sprawę, że Nibiru był dość... No cóż. Inny.
- Jasne. - zaskoczyła go pewna odpowiedź. - Jak on umiał, to ja też. - uśmiechnął się radośnie Nibiru. - Poza tym widziałem jak tamci jeżdzą.
- Zobaczymy. - mruknął pesymistycznie chłopak.
Dopiero o zmierzchu Nibiru wreszcie załapał o co w tym wszystkim chodzi i przejechał dłuższy kawałek, ba, nawet zawrócił. Na pewno przydały się wskazówki włochatego olbrzyma, który gdy tylko się ocknął - pozbawiony dającego odwagę wsparcia kolegów - okazał się bardzo pomocny i chętnie oddał swój motor Nibiru. Satoshi'ego ucieszył też powrót kota, wlokącego paskudną, olbrzymią jaszczurkę, która okazała się bardzo smaczna po upieczeniu. Kanashimi dość niechętnie odniósł się do włochatego, który - po tym jak już nauczył Nibiru wszystkiego co uznał za stosowne - zmył się około północy. Sam Nibiru okazał się bardzo dobrym uczniem, przynajmniej według jego nowego znajomego. Wyglądało na to, że olbrzym miał rację, bo nad ranem Nibiru jeździł już jakby robił to od urodzenia. Wtedy też powrócił włochaty z gromadą znajomych i mimo, że Satoshi spodziewał się po nim czegoś innego, przywiózł im niezłe zapasy i ubrania na zmianę. Podarował też Nibiru ładną skórzaną kurtkę, rzecz jasna czarną, bo skoro miał już motor, to taką uznął za wręcz niezbędną. Przeprosił też grzecznie Satoshi'ego który wybąkał, że nic się nie stało i z niemałym szokiem przyjął składany nóż. Następnie nowy znajomy zapytał plany na przyszłość, a gdy dowiedział się, że nie pozostaną długo, wyraził nadzieję, że jeszcze go kiedyś odwiedzą, zaofiarował skłonność do wszelkiej pomocy i grzecznie się pożegnał. Nibiru pogodnie poklepał go po plecach i oznajmił że chętnie go odwiedzi w przyszłości, co - o dziwo - zostało przyjęte z radością.
Rozwój wydarzeń tak bardzo zaskoczył chłopaka, że stwierdził, że nic nie wie o ludziach, czy świecie jako takim i poszedł odespać noc, którą zarwał przez Nibiru, który sumiennie uczył się obsługi nowej zabawki.
Wtulił się w granatowe futro kota, który już drzemał przed ogniskiem. Poczuł miękki, szorstki język zwierzęcia liżący go po twarzy. Po chwili myśli zaczęły mu się mącić, powoli zapadał w objęcia snu.
- Śpij dobrze. - doszedł do niego jeszcze cichy głos Nibiru. I nagle coś do niego dotarło w ostatnim mgnieniu świadomości.
Zdał sobie sprawę, że mimo wszelkich wątpliwości, które towarzyszyły mu w ciągu dnia, wieczorem zasypiał bez problemu, zaskakująco czując się zupełnie bezpiecznie. A wszystko dlatego, że Nibiru był obok.
Zamruczał w odpowiedzi i zasnął.
***
Mam nadzieję, że się podobało!
Subskrybuj:
Posty (Atom)