sobota, 21 września 2013

Nibiru 3




  Brama była wysoka i potężna. Nibiru odchylił głowę żeby jej sie dobrze przyjrzeć. Wykonana była z części okien, bram wjazdowych i drewna, pospawanych i poprzybijanych mocno razem, kilku warstwowo. Wyglądała na mocną i trudną do zdobycia. Po murze chodziło kilku strażników w kolczugach, które wyglądały na domową robotę.
 Nibiru ciekawie przyglądał się otoczeniu, podczas gdy Satoshi stanął przy bramie. Jeden ze strażników niespiesznie poszedł do niego, a dwóch innych patrzyło na nich podejrzliwie.
 - Chcemy wejść do miasta. -
 - Ludzie?- spytał strażnik, gładząc sie po wąsie.
 - Tak. - odparł Satoshi, modląc się, by nie przyglądali się Nibiru zbyt dokładnie.
 - Twój towarzysz też? - spytał drugi strażnik, wskazując na Nibiru.
 - On jest troszkę inny, ale niegroźny - Satoshi zdecydował się na półprawdę.
 - Mamy tu już takich. - mruknął wąsaty strażnik - Ej ty! - zawołał do Nibiru.
Nibiru oderwał się od fascynujących widoków i spojrzał na niego. Zmierzył go znudzonym spojrzeniem czerwonych oczu. - Hmmm...?
 - Lepiej nie próbuj niczego głupiego. A ty... - wąsacz zwrócił się do Satoshiego - ... będziesz za niego odpowiedzialny. Jak coś odwali, obaj będziecie wisieć.
 Nibiru spojrzał na strażnika z rozbawioną miną i zachichotał. Satoshi poczuł dreszcz na plecach. Zignorował go i spytał:
 - Możemy więc wejść?
- Tylko pilnuj tego swojego pojeba.

***

  Widok wewnątrz murów niewiele się różnił od tego na zewnątrz. Ludzie mieszkali w na wpół rozwalonych budynkach, namiotach i bezkształtnych szałasach. Przez bruk na ulicach przebijała się trawa, a w niej leżały części budynków, olbrzymie kawałki betonu i stosy gruzu. Pomiędzy nimi chodzili ludzie, wszyscy uzbrojeni. Na starych latarniach wisiały pochodnie. Prąd co prawda gdzieniegdzie był, ale był zbyt cenny by go marnować na oświetlenie ulic. Zazwyczaj brał się z baterii słonecznych. Zaułki i małe uliczki były nie oświetlone. W ciemności poruszały się kształty, niektóre nie do końca ludzkie. Z jednej uliczki wylewała się kałuża krwi.
  Nad miastem górował stary kościół odbudowany i przemalowany na czerwono. Gdy Satoshi był tu ostatnio kościół był jeszcze w ruinach. Teraz czerwona farba rzucała się w oczy, przyciągając wzrok. Ludzie przechodzili obok świątyni dziwnie skuleni, skurczeni, gnąc głowy w pokornym ukłonie.
  Satoshi oderwał oczy od kościoła i odwrócił się, niemal wpadając niemal na Nibiru. Wyminął go i ruszył przed siebie. Przeszedł kilka kroków kiedy zauważył.
 Nibiru nie poszedł za nim.
Odwrócił się i spojrzał na mężczyznę. Nibiru stał jak wmurowany. Satoshi podszedł do niego i spojrzał na jego twarz. Oczy Nibiru szeroko otwarte wpatrywały się w czerwony kościół. Lekko świeciły. Usta miał uchylone i wyglądał na niezbyt przytomnego.
- Nibiru? - powiedział Satoshi cicho.
 Nibiru zamrugał. Powoli opuścił wzrok i spojrzał na chłopaka. Oczy mu przygasły.
- Co jest? - spytał Satoshi.
- Nic. - mruknął Nibiru i odwrócił się - Gdzie teraz?
- ... - Satoshi patrzył na niego przez chwile. - Chodź - powiedział a potem ruszył przodem.
Nie widział jak Nibiru spojrzał za siebie i  rzucając świątyni ostatnie spojrzenie, zmarszczył brwi.

***

 Gdy weszli do namiotu. powitał ich okrzyk :
- Kogo me stare oczy widzą! Toż to nasz milusi chińczyk Satoszi! -
- Po pierwsze nie takie stare. Po drugie nie jestem Chińczykiem, Zdenek. -
- Och, Chińczyk, Japończyk, co za różnica! Jeden żółty i drugi żółty! - Zaśmiał się mężczyzna. Reczywiście stary nie był, wyglądał na trochę ponad trzydzieści. Jasnowłosy, barczysty z pokaźnym nosem.  - Co masz dla starego sklepikarza? -
- Trochę ziół, mięsa, i kilka ciekawych rzeczy, na przykład to. - Satoshi położył na stole radio od samochodu. - W sumie znalazłem cały samochód, ale sam musisz go zabrać jeśli chcesz bo ja całego nie przyniosę. -
-Rozumiem, rozumiem. - pokiwał głową Zdenek. - A kim jest twój przyjaciel? - spytał patrząc na Nibiru, który zafascynowany wpatrywał się w fotel obrotowy.
- To jest Nii.... yyyy... hmmmm...ru. Niru! - wymyślił Satoshi. Jakoś nie wydawało mu się rozsądne, mówić Zdenkowi, że jego towarzysz nazywa się jak planeta, która zabiła większość ludzkości, a całej reszcie zniszczyła życie.
- Niru? - zdziwił się Nibiru.
-Tak, właśnie tak! Niru! - wykrzyczał Satoshi, marząc by zrozumiał.
- Nie musisz krzyczeć.- skrzywił się Nibiru - Wiem jak mam na imię.
- A jak? - spytał chytrze Zdenek. Satoshi spiął się.
-Ni.. - Satoshi wstrzymał oddech. - ...ru, przecież ci mówił. - prychnął Nibiru.
 Ulga wręcz promieniowała z Satoshiego.
- Chcesz te rzeczy? - spytał Zdenka.
- A co chcesz w zamian? -
- Zapas baterii i nowe noże. -
- Nie żądasz aby za dużo? - targował się sklepikarz.
- Jak nie chcesz, mogę iść gdzie indziej. - Satoshi wstał.
- Nie, nie, czekaj. Zgoda. Ale tylko dwa noże.
- No dobra, niech będzie. - zgodził się Satoshi - A ty coś chcesz, Niru?
Nikt nie opowiedział. Satoshi obejrzał się.
- Niru?
Nibiru nie było.
- Cholera! - waknął chłopak, wręczył Zdenkowi radio i resztę, sam zabrał baterie i noże. Błyskawicznie wypadł przed namiot.
- NIRU! -krzyknął i rozejrzał się. Pobiegł kawałek ulicą, aż zobaczył coś ciemnego w jednym z zaułków.
- Nibiru? - cicho spytał, robiąc krok w ciemność.
 Poczuł silne uderzenie w głowę.
 Zemdlał.





3 komentarze:

  1. Czy ja mam cię ładnie, kulturalnie, grzecznie pierdolnąć w łeb?
    Nie kończy się w takim momencie, ty... ty... ty wredoto! ;-;
    Ale fajne *^* Ciekawi mnie, co też Nibiru tak widział w tym kościele. Zgaduję, że to w tamtym kierunku zniknął. No i kto mógł jebnąć Satoshi'ego *^*
    A noże od razu mi się z Izayą skojarzyły XD WŁAŚNIE, IZAYA. Shizaya. Łer is Szizaja ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jak zwykle zajebiste :D popieram zdanie Memory, czemu skończyłaś w takim momencie D: no nic pozostaje czekać na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z poprzedniczkami. Nie kończy się w takich ciekawych momentach T^T Świetne :3

    OdpowiedzUsuń