Hej XD
Czas na Law-chan.
Miłego czytania i prosimy jak zwykle o komentarze ^^
Cholerny deszcz…
- Law… Ja już nie chcę tak żyć, to jest bez sensu… - wyszeptałem, zaciskając z bólem palce na brzegu należącego do Lawrence’a biurka, na którym siedziałem. Patrzyłem gdzieś w kąt pokoju, aby tylko nie widzieć tego zimnego, nieugiętego spojrzenia Law’a utrzymującego mnie przy życiu przez ostatnie trzy miesiące. Lawrence siedział na krześle tuż przede mną, nawet opierałem stopy między jego nogami, ale ponad wszystko bałem się na niego spojrzeć.
Padało. Duże krople rzęsistego deszczu raz po raz stukały o szybę wielkiego okna za mną. Gdy słyszałem ten nieprzerwany szum na zewnątrz, wyobrażałem sobie jak spływają po szkle, a po chwili poczułem się jak jedna z tych kropli deszczu, bo ja także dałem za bardzo ponieść się wichrowi targających mną emocji, więc trafiłem daleko od celu, właśnie na tę szybę, po której teraz zsuwałem się w dół.
- Powiedz, że pozwalasz mi to skończyć… - szepnąłem błagalnie, naciągając czapkę na oczy, w których nagle wezbrały łzy i zaczęły spływać po policzkach.
- Nie powiem czegoś tak durnego – odparł lodowato Lawrence, wstając i opierając ręce koło moich bioder. – Nie powiem, bo nie pozwalam.
Kiedy złapał mnie za brodę i pocałował mocno, otwarłem szeroko oczy ze zdziwienia, czując jak moje serce się zatrzymuję. Byłem oszołomiony i trwałem przez chwilę w bezruchu, mogąc policzyć wszystkie rzęsy Law’a, a potem wydałem z siebie protestujący pomruk i odepchnąłem go za ramiona, ale wtedy przekonałem się, że bynajmniej nie zamierza na tym poprzestać, bo kiedy próbowałem uciec z biurka, Law powiedział złowieszczo ściszonym głosem:
- Siedź tu, Chris. Siedź i nie ruszaj się.
Kiedy tak patrzył na mnie mrocznie zza zasłony swoich czarnych włosów, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie zadaję się z ludzkim wcieleniem diabła… Znieruchomiałem, wtedy Law przysunął krzesło bliżej biurka, zahaczając o jego nogę stopą, usiadł z powrotem, a potem, rozsunąwszy szeroko moje nogi, zaczął rozpinać mi spodnie.
Byłem przerażony! Nie wiedziałem kompletnie co robić.
- L-Law… - zacząłem bezradnie, ale Law właśnie uporał się z paskiem oraz zamkiem moich spodni i natychmiast mi przerwał, jedną ręką zbierając swoje włosy do tyłu, a drugą ujmując moje dłonie. Zacisnął je w swoich włosach, po czym, zerkając na mnie, mruknął:
- Zamknij się i trzymaj włosy.
Kiedy pokiwałem gorliwie głową, liczyłem na chociaż cień uśmiechu, ale była to nadzieja godna kogoś, kto w ogóle Lawrence’a nie znał. Uśmiech u niego w takim momencie to czekanie na cud, który ostatecznie się nie wydarzył, zamiast tego Law wyciągnął z bokserek moją męskość, co wystarczyło, abym cały zdrętwiał i przestał oddychać. Lawrence błyskawicznie przywrócił mi oddech, biorąc mnie w usta, bo wciągnąłem ze świstem powietrze, mimowolnie odrzucając głowę w tył. Po moim ciele rozeszła się silna fala przyjemności, która momentalnie skupiła się w kroczu. Poczułem jak sztywnieję w ustach Lawrence’a, a on zaczął poruszać językiem, co doprowadzało mnie do szału. Zacieśniłem palce w jego włosach, wydobywając z siebie jakiś nieokreślony syk.
Cholera… Mój pierwszy raz naprawdę przeżyję z facetem? Takie myśli dręczyły mnie bardzo krótko, bo Law zniszczył je, kiedy zacisnął mocniej wargi i przyspieszył. Zadygotałem konwulsyjnie, szybko złączając nogi z powrotem, a potem poczułem, że Law wyjmuje mój członek z ust. Gdy na niego spojrzałem, zobaczyłem jak strużka śliny ciągnie się od warg Law’a do mojej męskości. Kiedy mnie lizał z jakiegoś nieokreślonego powodu, bałem się zobaczyć jak to robił.
O matko… Przez niego zrobiłem się naprawdę wielki…
- Nie złączaj ud -mruknął, po czym zarzucił sobie moją lewą nogę na bark, trzymając ją mocno, a drugą ręką przesunął po moim członku. Pulsowałem w jego dłoni, na czubku było już kilka białych kropel, poza tym napięcie wrosło niemiłosiernie, więc byłem naprawdę bliski szczytu.
- L-Law… jak teraz włożysz go z powrotem, to… - wyszeptałem w kilku urywanych słowach, bo Lawrence znów potarł dłonią mój członek, a później jęknąłem na całe gardło, ponieważ z powrotem objął mnie mocno wargami.
Szlag… Miałem głowę Lawrence’a między nogami…
Jednak tym razem patrzyłem na każdy jego ruch. Widziałem jak jego głowa miarowo unosiła się i opadała, jak mój penis znikał w jego ustach, jego zamknięte oczy i pojedyncze loki na jego czole. Miał tak samo czerwone policzki z podniecenia jak ja.
- Wy… wyjmij… - wydyszałem, nie chcąc dojść mu w usta, ale on nie słuchał. Wygiąłem się ostro, odrzucając z krzykiem głowę. Eksplodowałem. Kiedy puściłem włosy Lawrence’a, rozsypały się na moich udach, a sam Law wypuścił mnie z ust i przełykając moją spermę, odgarnął zamaszyście włosy do tyłu.
Spojrzałem na niego zamglonym wzrokiem, przykładając do drżących warg równie drżące palce. Wciąż dyszałem, czapka opadła mi z czoła, przez co prawie nic nie widziałam, ale za wszelką cenę nie chciałem stracić Lawrence’a z oczu, więc uniosłem ją pospiesznie, próbując coś z siebie wykrztusić.
- Lawrence…- zdołałem w końcu wyszeptać – K-kochaj się ze mną… proszę…
I zdarzył się cud – Lawrence się uśmiechnął. Cholera… wyglądał z tym, jakby chciał mnie zgwałcić. Wziąć brutalnie i bez cienia litości. Ale i tak tego chciałem, choć nie wiem jakim cudem przeszło mi to przez gardło. Wstrzymałem oddech, gdy podszedł do mnie, przeczesując rozczochrane włosy palcami. Ujął mnie delikatnie pod brodę, głaskając kciukiem po zapadniętym policzku. Od Lawrence’a biło gorąco i podniecenie, jego policzki były równie czerwone, jak moje przed chwilą.
- No wiesz… Prosić mnie o takie rzeczy – wyszeptał kilka centymetrów od moich ust, przesuwając palcem po moich spierzchniętych wargach, a potem pocałował mnie delikatnie. Kiedy wsunął język w moje usta, przesunął dłoń z policzka na kark i przycisnął do siebie, a ja zacząłem niepewnie oddawać pocałunek. Teraz już nie było odwrotu. W końcu nabrałem pewności i szczerze mówiąc, całowanie z Law’em mi się spodobało. Nagle Law naparł na mnie, a ja poleciałem do tyłu, strącając z biurka plik zapisanych drobnym druczkiem kartek i kubek z długopisami, które rozsypały się z hałasem na podłodze. W ostatniej chwili oparłem się o brzeg parapetu, dysząc. Spojrzałem na Lawrence’a, który uklęknął na biurku między moimi nogami, obejmując się nimi w pasie.
- Chris, boisz się…? – zapytał cicho.
Gdy przełknąłem z trudem ślinę, niepewnie zaciskając uda wokół bioder Law’a i próbując znaleźć jakiś punkt podparcia na parapecie, powoli pokiwałem głową, ale choć naprawdę miałem wątpliwości, wiedziałem, że Lawrence już nie przestanie. Nie teraz. Za późno na wycofanie się, więc wolałem otwarcie przyznać się do strachu, bo może wtedy Law będzie… delikatniejszy…
Lawrence zawisł tuż nad moją twarzą, a jego włosy opadły na moje ramiona i klatkę piersiową. Czułem się, jakby jego niebieskie oczy chciały przewiercić mnie na wylot.
- To nic… - Pogłaskał delikatnie mój policzek. – Nie bój się, postaram się, żeby bolało jak najmniej.
Pokiwałem szybko głową, zastanawiając się, czemu Law nagle stał się taki łagodny i kiedy wróci do normy. Jednak zapowiadało się, że on do normy wcale wracać nie chce. Z jednej strony fajnie było poznać takiego subtelnego Law’a, który właśnie z błyskiem w oku zasłoniętym trochę przez włosy opadające na twarz rozpinał mi koszulę, ale z drugiej miałem wrażenie, że to nie był „mój” Lawrence. To całkiem inna osoba.
Kiedy ściągnął ze mnie koszulę, a potem rzucił ją na podłogę, uniosłem się niepewnie, zaciskając mocniej uda wokół jego bioder. Czułem wypukłość w jego spodniach, oddychał nerwowo i nierówno.
- L-Law – przełknąłem z trudem ślinę – nie mógłbyś być taki jak zawsze?
Lawrence uśmiechnął się kątem ust, sięgając po rzemień, którym związał włosy, żeby mu w niczym nie przeszkadzały.
- Ale ja taki właśnie jestem. – Zawisł centralnie nade mną na wyprostowanych rękach, ocierając się o moje krocze. – Czego się po mnie spodziewałeś? Gwałtu? Jakiegoś chorego fetyszu? Daj spokój – złapał mnie za brodę i pocałował – jestem aż taki straszny?
Zaczerwieniłem się ze wstydu, ale Law, nie zwracając na to uwagi przycisnął mnie do siebie, a gdy przywarłem do niego całym ciałem, zaczął lekko szczypać i pocierać palcem mój sutek. Zajęczałem, zaciskając powieki, a Law zachichotał mi bezgłośnie w ucho.
- Matko… jesteś taki wrażliwy.
A potem wziął drugą brodawkę w usta. Wygiąłem się, oddychając chrapliwie i zaciskając palce w jego włosach. Znów robiłem się podniecony. Po chwili zeskoczył z biurka, ściągając swoją koszulkę. Niby widziałem go już bez koszulki wcześniej, ale dopiero teraz naprawdę mi się podobał. Był piękny. Normalnie wydawał się szczupły i marnej budowy, jednak teraz mogłem przyjrzeć się zarysowi mięśni na jego brzuchu i wyrzeźbionej klatce piersiowej. W niektórych miejscach można było dostrzec cienkie, czasem poszarpane blizny. Byłem ciekaw skąd je miał, ale i tak nie odpowiedziałby mi na to pytanie, a przynajmniej nie w tym momencie.
Kiedy rzucił koszulkę na puchaty fotel, szybko pozbył się moich trampek i skarpetek, a potem kilkoma szarpnięciami ściągnął ze mnie także spodnie. Ściągnąwszy bokserki, oparł się kolanem o biurko, założył sobie moją nogę na ramię i zaczął delikatnie pieścić moje udo językiem, a chwilę potem poczułem jak wsuwa we mnie palec. Wstrzymałem oddech, zamykając oczy, a gdy po momencie wsunął także drugi, otwarłem usta zupełnie jak do krzyku, oddychając ochryple, od czasu do czasu wydając z siebie pojedyncze, zduszone stęknięcia.
- Law… rence… - sapnąłem przez ściśnięte gardło. Parę sekund później Law wepchnął palce głębiej, trafiając w mój czuły punkt, a ja wygiąłem się z głośnym jękiem.
Kiedy Lawrence wyciągnął palce, poczułem nagłą pustkę. Otworzyłem powoli oczy.
- Bolało? – spytał, rozpinając spodnie.
Szlag… nie mogłem oderwać od niego wzroku.
- Trochę… Cholera… ale masz długie palce…
Law zatrzymał się, gdy rozpiął zamek. Spojrzał na mnie z ciekawością, uśmiechając się lekko, a ja chłonąłem wzrokiem każdy nagi kawałek jego skóry.
- Chcesz zobaczyć co zaraz w ciebie wsadzę? – spytał z czystym rozbawieniem.
Natychmiast odwróciłem głowę, naburmuszony, marszcząc brwi.
- Wcale, że nie…
- Dobra, więc będziesz żył w niewiedzy – westchnął teatralnie, a później podszedł i odwrócił mnie twarzą do okna, klękając za mną na biurku. Oparłem się o szybę, mrucząc pod nosem „łaski bez”, kiedy słyszałem szelest spodni Lawrence’a, który po chwili przyciągnął mnie do siebie za biodra. Może i zgrywałem obrażonego, ale w tym momencie byłem naprawdę przerażony. Gdy poczułem, jak Law wchodzi szybko jednym silnym pchnięciem, wygiąłem się z krzykiem, czując napływające do oczu, cholernie piekące łzy.
Szlag… Lawrence był naprawdę wielki…
- Bardzo boli?
Pokiwałem bezradnie głową, z której Law ściągnął czapkę o rzucił na biurko, a potem usiadł na piętach, sadzając mnie sobie na biodrach. Przeczesał czule moje rozczochrane, jasne włosy palcami, po czym złapał mnie za brodę i odwrócił moją twarz do siebie.
- Nie przejmuj się, nic ci nie będzie… - wyszeptał i pocałował mnie, poruszając się powoli. Zajęczałem cicho w jego usta, ale on tylko przycisnął mnie do siebie mocniej, a kiedy zaczął poruszać się w miarowym, dosyć szybkim tempie, po moich policzkach zaczęły spływać gorące łzy. Wpiłem się mocniej w usta Law’a, ale czułem, że przy każdym ruchu ból jest coraz mniejszy. Po chwili pchnął mocniej, ponownie trafiając w mój punkt rozkoszy. Wygiąłem się z okrzykiem, obejmując Law’a za szyję, a drugą ręką mocniej opierając się o szybę.
- Widzisz, nie ma o co płakać – szepnął z uśmiechem, ścierając łzy z moich policzków. Potem z powrotem uniósł nas obu na kolana, a ja zacieśniłem uścisk wokół jego szyi.
Law, trzymając mnie za biodra, pchnął znowu, a ja ponownie wygiąłem się z głośnym jękiem. Za każdym razem, gdy Lawrence wbijał się we mnie z nową siłą, jęczałem coraz głośniej, aż w końcu bez opamiętania zacząłem krzyczeć imię Law’a, który przyspieszył mocno, oplatając mnie ramionami w pasie.
Szyba pokryła się mgłą mojego chrapliwego oddechu. Krew szumiała mi w uszach, ale słyszałem dyszenie Lawrence’a, który nagle wyszeptał w ekstazie, że dochodzi, a wtedy zamknąłem oczy i trysnąłem z przeciągłym, ochrypłym jękiem na szybę. Kiedy poczułem, jak Law kończy we mnie, opadłem na niego, dysząc ciężko.
- Cholera… Law…
Law opadł na pięty, przytulając mnie mocno. Wtuliłem się w niego, patrząc z rozmarzeniem za okno, po którym nadal gęsto spływały krople deszczu.
- Law…?
- Tak?
- Zostańmy tak jeszcze przez chwilę, ok?
Lawrence cmoknął mnie w policzek.
- Jasne…
Mojego Law’a chyba ktoś podmienił…
***
Ah, jaki ten Lawrence jest nieprzewidywalny, a Chris jak zwykle pod górke :D Ale uzupełniają się tak świetnie, że zaczynam im zazdrościć :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzedniczką, świetnie się uzupełniają :D
OdpowiedzUsuńRozdział genialny~ tego mi ostatnio brakowało :3